Ekoaktywiści planują włamać się do znanego hodowcy? Wójcik: „Na pewno nie damy się zastraszyć”

0
0
0
zrzut ekranu/ TV Trwam
zrzut ekranu/ TV Trwam /

Przedsiębiorca rolny Szczepan Wójcik, znany wróg organizacji antyhodowlanych, poinformował na swoim Twitterze o niepokojącym doniesieniu. Jak przekonuje, w najbliższych dniach lewicowi aktywiści chcieli dopuścić się włamania na jedną z jego ferm, aby wypuścić trzymane tam zwierzęta. Hodowca podjął już stosowne kroki prawne.

W Internecie wybuchła burza po tym, jak Szczepan Wójcik, hodowca norek i prezes Instytutu Gospodarki Rolnej, poinformował o planach ekoaktywistów nieprzychylnych jego działalności. Przedsiębiorca wyznał, że za sprawą wiarygodnych doniesień dziennikarskich dowiedział się o zamiarach środowisk antyhodowlanych. "Z informacji, które do mnie docierają, wynika, że miałyby się tego dopuścić osoby sympatyzujące z antyhodowlanym Stowarzyszeniem Otwarte Klatki. Za pomocą mediów społecznościowych zwróciłem się do jego władz, aby odcięły się od ludzi, którzy mają takie plany" – powiedział w rozmowie z Radiem Maryja

Czy dojdzie do ataku?

„Dochodzą mnie słuchy, że aktywiści antyhodowlani na początku lipca chcą włamać się na jedno z gospodarstw należących do mojej rodziny – co oczywiście byłoby przestępstwem. Podobno zamierzają wypuścić wszystkie zwierzęta. Ciekawe czy @otwarteklatki wiedzą coś na ten temat?” – napisał na swoim profilu na Twitterze Szczepan Wójcik, wywołując do tablicy Stowarzyszenie Otwarte Klatki. „Tak to już jest Szczepan, jak nie Ruscy to Zieloni. Summa Summarum czerwoni” – odpowiedział mu dziennikarz Marek Miśko.

„Znam środowiska tak zwanych ekologów od lat – środowiska antyhodowlane to bardzo często fanatycy zdolni do wszystkiego, niekoniecznie zawsze zrzeszeni w jakichś organizacjach. (...) Sama sytuacja budzi we mnie ogromne obawy, tym bardziej że w ostatnich latach na gospodarstwach należących do mojej rodziny trzy razy wybuchały ogromne pożary, które przynosiły ogromne straty. Na fermach mieszkają pracownicy, kierownicy ze swoimi rodzinami i dziećmi. Drżę na samą myśl, że jacyś szaleńcy mogliby się wedrzeć na teren gospodarstwa w złych zamiarach. Proszę pamiętać, że pod koniec czerwca 2019 r. nieznani sprawcy wdarli się również na fermę prezesa Polskiego Związku Hodowców Zwierząt Futerkowych, Daniela Chmielewskiego, wypuszczając kilkaset zwierząt. Były to matki, które zostawiły swoje młode. W wyniku tego barbarzyńskiego działania zginęło 2 tys. nowonarodzonych szczeniąt norek amerykańskich. Rozumiem, że teraz ma być powtórka? Na fermach bowiem nadal są młode” – opowiadał Wójcik w wywiadzie udzielonym portalowi radiomaryja.pl.

W przeszłości miały miejsce rozmaite incydenty z udziałem środowisk antyhodowlanych, więc przedsiębiorca podchodzi do tych ostrzeżeń z najwyższą ostrożnością. Jego zdaniem należy dmuchać na zimne, ponieważ często sądy biorą stronę ekoaktywistów. „Myślą, że wolno im wiele, że jest nad nimi rozciągnięty parasol ochronny” – podsumowuje Wójcik, który nie ukrywa obaw, ale też nie zamierza dać się zastraszyć.

Perspektywiczny sektor gospodarki rolnej

„Na terenie powiatu ostrowskiego jest prowadzona przez brata Szczepana Wójcika ferma norek w Granowcu. Natomiast największa w Polsce znajduje się w miejscowości Góreczki k. Koźmina Wielkopolskiego. Lider w branży urodził się w Radomiu. Swoją wiedzę o branży zdobył, zatrudniając się na fermie w Holandii. Powrócił do Polski, by wziąć kilkumilionowy kredyt i otworzyć własną hodowlę w 2009 roku. (...) Polska w 2014 roku zajmowała drugie miejsce na świecie w produkcji i hodowli zwierząt futerkowych. Hodowcy uzyskiwali rocznie 400 mln euro przychodu. Cała polska branża producentów i hodowców zwierząt futerkowych zatrudniała 50 tys. osób” – podaje portal www.ostrow24.tv.

Hodowla zwierząt futerkowych w Polsce to perspektywiczny sektor gospodarki rolnej. Polska jest dziś światowym liderem, jeżeli chodzi o skalę, jak i jakość hodowli. Branża pozwala na zatrudnienie kilkudziesięciu tysięcy osób: pracowników hodowli oraz osób współpracujących w przedsiębiorstwach produkujących wyposażenie ferm, mieszanki paszowe czy produkty lecznicze, a także w powiązanych zakładach przetwórstwa rybnego i mięsnego. Z tego powodu zniszczenie tej gałęzi biznesu w Polsce może być opłacalne dla różnych grup interesów oraz konkurencji zagranicznej.

Jakub Zgierski

Źródło: fronda.pl, ostrow24.tv, radiomaryja.pl, twitter.com

Najnowsze
Sonda
Wczytywanie sondy...
Polecane
Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną