Szokujące informacje! Chodzi o Polskę

Obecna tragiczna sytuacja na rynku węgla w Polsce pokazuje, dokąd prowadzi myślenie w kategoriach najniższej ceny. Od lat zamyka się kopalnie, ogranicza się produkcję węgla, tłumacząc to tym, że przecież węgiel z Rosji jest tańszy niż nasz polski. Problem w tym, że, gdyby nawet to była prawda, to co nam po tym dziś, gdy nie chcemy rosyjskiego węgla? Wszystko zaś przez brak myślenia w kategoriach suwerenności.
Rząd, który kieruje się interesem narodowym, bierze pod uwagę, że liczy się nie tylko cena danego produktu, ale też i to, czy pozyskanie danego produktu uzależnia nas od innych krajów, czy też nie. Nawet jeżeli nasz rodzimy węgiel był droższy od rosyjskiego, to przez to, że był nasz i przez to, że nikt nie mógł go nam odebrać z dnia na dzień, warto było go kupować nawet po wyższej cenie. Polityka najniższej ceny, polityka wolnorynkowa pokazała, jak krótkowzroczne jest takie myślenie. Prawo i Sprawiedliwość, niestety podobnie jak poprzednie rządy, niszczyło cały państwowy sektor węglowy. Nagle obudziło się w sytuacji, w której nie jest w stanie, chociażby bardzo chciało, zarządzić, żeby węgla dla Polaków było pod dostatkiem, w akceptowalnej dla nich cenie i o dobrej jakości. W obecnej sytuacji próby centralnego planowania zawiodły i zakończyły się olbrzymią kompromitacją.
W lipcu Sejm przyjął ustawę, a prezydent ją podpisał, na mocy której w składach węgiel miał kosztować 996 zł za tonę. Nic z tego nie wyszło, poza tym, że ludzie ruszyli tłumnie do składów i odkryli, że węgla w takiej cenie tam po prostu nie ma. Wielu wyborców partii rządzącej, zresztą pod wpływem polityków, uznało, że to jest wynik skąpstwa właścicieli skupów. Właściciele składów skarżyli się na to, że doświadczali wiele agresji ze strony klientów, którzy zgodnie z sugestiami rządu myśleli, że są po prostu oszukiwani. Podkreślali natomiast, że nie mogą sprzedawać surowca poniżej 1000 zł, bo to byłoby poniżej ich kosztów.
Rząd wprowadził więc nowy program: dodatek węglowy w wysokości 3000 zł. Był to jednak pomysł typowo socjalistyczny, zresztą tak jak poprzedni i równie absurdalny. Po pierwsze, musiał on jeszcze bardziej podnieść ceny, do dopłaty tak właśnie działają. Po drugie, dodatek miało dostać każde gospodarstwo, które wpisze się do centralnej ewidencji opalania domów węglem. Szybko się okazało, że nikt ewidencji nie będzie kontrolował, bo nie ma kto, poza tym to by kosztowało. W związku z tym każdy może się zgłosić. Otworzyło się więc olbrzymie pole do nadużyć. Później rząd próbował to jakoś ograniczać, ale wiadomo, to rodziło kolejne problemy. Nagle się okazało, że poszkodowani są ci, którzy wymienili piece węglowe na inne, bo nie zostali objęci programem. Później rząd próbował pomagać też rodzinom, które korzystają z innych form ogrzewania, ale było to robione chaotycznie.
Był czas, że w Polsce, która na węglu stoi, nie dało się kupić tego surowca. Rząd na potęgę kupował węgiel na całym świecie, gdzie tylko się dało. Skupował go również w sposób chaotyczny i nieprzemyślany. Eksperci zwracali uwagę, że w czerwcu, kiedy rząd kupował węgiel, cena wynosiła 381 dolarów za tonę, a już niedługo później spadła do 269 dolarów za tonę, czyli rząd przepłacił o ponad 100 dolarów na tonie. Kupował na górce cenowej. Gdyby zasięgnął rady ekspertów, a nie kierował się populizmem, poczekałby. To radził zresztą przecież obywatelom. Zakup węgla po wysokiej cenie spowodował, że też w polskich składach ten węgiel był dużo droższy.
W dodatku okazało się, że węgiel sprowadzony z różnych stron świata jest dużo gorszej jakości niż węgiel Polski. Dla przykładu, węgiel sprowadzany z Indonezji według producenta ma 1,4% siarki, a to jest zbyt wiele dla domowych instalacji grzewczych nowszej generacji. Eksperci ostrzegają, że taki węgiel może zniszczyć filtry i instalacje. Niektóre elektrociepłownie nawet nie zdecydowały się na kupno tego węgla, bo zagrażał on uszkodzeniem podzespołów. Rząd chwalił się, że sprowadził węgiel aż z Australii, ale w tym wypadku z kolei eksperci podkreślają, że ma on wysoką zawartość popiołu, sięgającą nawet 20%. Tymczasem nasz polski węgiel kamienny ma go tylko od 8 do 10%. Jest to istotne, bo w domowych piecach węgiel powinien być w przedziale maksymalnie do 14% popiołu, co oznacza tyle, że znowu węgiel australijski będzie zapychał polskie instalacje domowe i będzie po prostu je niszczył. Niektóre składy węglowe boją się handlować tym węglem importowanym, bo podkreślają, że obawiają się procesów sądowych o odszkodowania za zniszczone piece węglowe.
Właściciele skupów skarżyli się, że najpierw nie mogli sprzedawać węgla, bo klienci liczyli na to, że będzie poniżej 1000 zł za tonę. Później rząd obiecywał, że samorządy będą go sprzedawały za 2000 zł za tonę. To też nie nastąpiło, więc ruch w zasadzie zamarł, bo ludzie czekali na mniejsze ceny. Problemem generalnym jest zresztą to, że pomimo tego, że polski rząd sprowadza miliony ton węgla, to większość z tego węgla nie nadaje się do domowych pieców, bo jest po prostu zbyt drobny. Jest to miał przeznaczony dla większych odbiorców.
To wszystko jest pokłosiem złej polityki węglowej państwa polskiego od 30 lat, które nie stawiało na suwerenność, które myślało krótkowzrocznie, które teraz szuka rozwiązań alternatywnych. Jak widać jednak, to są rozwiązania złe i bardzo złe. Płacimy za nie wszyscy, przepłacamy nawet, a i tak nie mamy gwarancji, że będziemy mieli ciepło w domach zimą.
Chris Klinsky
Źródło: Chris Klinsky