Nowa EPIDEMIA! Pojawiły się niepokojące informacje

0
0
0
/

Dziś największym zagrożeniem nie jest koronawirus ani nawet grypa, ale epidemia stawiania diagnoz i przepisywania leków na choroby, które dopiero co wymyślono.

Ta epidemia jest zagrożeniem dla twojego zdrowia. Ma dwa odrębne źródła. Jednym z nich jest medykalizacja życia codziennego. Większość z nas doświadcza fizycznych lub emocjonalnych doznań, których nie lubimy. W przeszłości uważano to za część życia. Coraz częściej jednak takie odczucia są uważane za objawy choroby. Codzienne doświadczenia takie jak bezsenność, smutek, drżenie nóg i zaburzenia popędu płciowego stają się teraz chorobami: zaburzeniami snu, depresją, zespołem niespokojnych nóg i dysfunkcjami seksualnymi.

Być może najbardziej niepokojąca jest medykalizacja dzieciństwa. Jeśli dzieci kaszlą po ćwiczeniach, mają astmę; jeśli mają problemy z czytaniem, są dyslektykami; jeśli są nieszczęśliwe, mają depresję; a jeśli na przemian odczuwają nieszczęście i żywotność, mają chorobę afektywną dwubiegunową. Podczas gdy te diagnozy mogą przynieść korzyści nielicznym z poważnymi objawami, należy się zastanowić nad wpływem na wielu, których objawy są łagodne, przerywane lub przejściowe.
Drugim źródłem jest dążenie do wczesnego wykrycia choroby. Kiedyś diagnozy były zarezerwowane dla poważnych chorób, teraz diagnozujemy choroby u osób, które nie mają żadnych objawów, u osób z tzw. stanem przedchorobowym lub u osób „zagrożonych”.
Proces ten przyspieszają dwa zjawiska. Po pierwsze, zaawansowana technologia pozwala lekarzom bardzo dokładnie sprawdzić, czy coś jest nie tak. We krwi możemy wykryć cząsteczki śladowe.

Jesteśmy w stanie skierować urządzenia światłowodowe do każdego otworu. Skany CT, USG, MRI i PET pozwalają lekarzom określić subtelne defekty strukturalne głęboko w ciele. Technologie te umożliwiają postawienie diagnozy prawie każdemu: zapalenie stawów u osób bez bólu stawów, uszkodzenie żołądka u osób bez zgagi i raka prostaty u ponad miliona osób, które gdyby nie testy, żyłyby tak długo, nie będąc niepokojone przez raka.
Po drugie, zmieniają się przepisy. Panele eksperckie stale rozszerzają pojęcie choroby: progi rozpoznania cukrzycy, nadciśnienia tętniczego, osteoporozy i otyłości spadły w ciągu ostatnich kilku lat. Kryterium prawidłowego poziomu cholesterolu spadło wielokrotnie. Dzięki tym zmianom chorobę można obecnie zdiagnozować u ponad połowy populacji.

Większość z nas zakłada, że cała ta dodatkowa diagnostyka może być tylko korzystna. I trochę tego jest. Ale w skrajnym przypadku logika wczesnego wykrywania jest absurdalna. Jeśli więcej niż połowa z nas jest chora, co to znaczy być zdrowym? O wiele więcej z nas nosi w sobie „przedchorobę”, niż kiedykolwiek zachoruje, a wszyscy jesteśmy „zagrożeni”. Nie mniej problematyczna jest medykalizacja codzienności. Co dokładnie robimy naszym dzieciom, kiedy 40 procent letnich obozowiczów przyjmuje jeden lub więcej leków na receptę?

Nikt nie powinien lekceważyć procesu przekształcania ludzi w pacjentów. Wynikają z tego prawdziwe problemy. Samo etykietowanie ludzi jako chorych może sprawić, że poczują się niespokojni i bezbronni – co jest szczególnym problemem u dzieci. Ale prawdziwy problem z epidemią diagnoz polega na tym, że prowadzi ona do epidemii leczenia. Nie wszystkie terapie przynoszą ważne korzyści, ale prawie wszystkie mogą powodować szkody. Czasami szkody są znane, ale często szkody związane z nowymi terapiami ujawniają się dopiero po wielu latach. W przypadku ciężko chorych szkody te na ogół bledną w porównaniu z potencjalnymi korzyściami. Ale dla osób doświadczających łagodnych objawów szkody stają się znacznie bardziej istotne. Dla wielu osób oznaczonych jako mające stan przedchorobowy lub jako „zagrożone” leczenie może tylko zaszkodzić.

Epidemia diagnoz ma wiele przyczyn. Więcej diagnoz oznacza więcej pieniędzy dla producentów leków, szpitali, lekarzy i grup wspierających choroby. Naukowcy, a nawet organizacje zajmujące się chorobami, zabezpieczają swoją pozycję (i finansowanie) poprzez promowanie wykrywania „swoich” chorób. Obawy medyczno-prawne również napędzają epidemię. Chociaż brak postawienia diagnozy może skutkować procesami sądowymi, nie ma odpowiednich kar za nadmierną diagnozę. Zatem ścieżką najmniejszego oporu dla klinicystów jest swobodna diagnoza – nawet jeśli zastanawiamy się, czy naprawdę pomaga to naszym pacjentom.
Im więcej z nas mówi się, że jesteśmy chorzy, tym mniej słyszymy, że czujemy się dobrze. Ludzie muszą głęboko przemyśleć korzyści i zagrożenia związane z większą diagnostyką: podstawowym pytaniem, przed którym stają, jest to, czy chcą zostać pacjentem. A lekarze muszą pamiętać o wartości uspokajania ludzi, że nie są chorzy. Być może ktoś powinien zacząć monitorować nowy wskaźnik zdrowia: odsetek populacji niewymagający opieki medycznej. Celem powinno być zmniejszanie zapotrzebowanie na usługi medyczne, a nie jego powiększanie.

Chris Klinsky 


Źródło: The New York Times

Źródło: Chris Klinsky

Najnowsze
Sonda
Wczytywanie sondy...
Polecane
Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną