Francja ściśnięta za gardło (FELIETON)

0
0
0
/

Fala oburzenia rozlała się 19 stycznia po całym kraju a już 31 stycznia związki zawodowe zapowiadają kolejne tsunami. W Paryżu, Tuluzie, Marsylii, Lyonie, Nantes, Lille, Bordeaux, Rennes, ale także w miastach średniej wielkości, takich jak Pau, Angoulême, Châteauroux Francuzi zademonstrowali, że nie chcą pracować do 64 roku życia.

Dają temu wyraz uczestnictwem w manifestacjach na masową skalę, które zawładnęły ulicami wielu miast. 19 stycznia w ulicznych protestach przeciwko projektowi reformy emerytalnej forsowanej przez prezydenta Macrona, wydłużającej stopniowo do roku 2030 wiek emerytalny o 2 lata, wzięło udział półtora  miliona ludzi, w samym Paryżu ponad 400 tysięcy.

Francuzów mało obchodzi ogromny deficyt budżetowy Francji  rzędu 3000 miliardów i fakt, że na emerytury ten kraj wydaje co roku 14 procent swego PKB, odnotowując 30 miliardow euro rocznego deficytu w samym tylko systemie emerytalnym służb cywilnej, .
przez co jest zmuszany do zaciągania na ten cel miliardów  pożyczek. To dlatego plan rządu premier Elizabeth Borne i Macrona zakłada stopniowe podnoszenie wieku emerytalnego do 64 lat z obecnych 62 lat, przy jednoczesnym przyspieszeniu wydłużania okresu składkowego. 

Jak sobie poradzić z rozszerzającą się dziurą budżetową i zagrożeniem zapaścią ubezpieczeń emerytalnych, które się nie bilansują w sytuacji narastających braków w kasie systemu repartycyjnego, który zakłada, że składki pracujących finansują emerytury seniorów, to już nie sprawa związków.  Związki są od pilnowania interesów pracowniczych. Decyzje to polityka i trudne wybory władzy, która czasem musi komuś zabrać by innemu dodać. Rolą  mądrej polityki jest nieskłócanie grup społecznych, chociaż każda z nich ciągnie w swoją stronę pilnując korzyści. Ale nie skonfliktować to praktycznie niemożliwe.

Na pytanie komu zabrać, odpowiedzi Francuzów są różne. Najwięcej osób wskazuje na marnotrawstwo, wyłudzenia społeczne  (100 miliardów euro według sędziego Charlesa Prattsa), potrzebę zmniejszenia wydatków na cele socjalne, bo przecież po ten atrakcyjny jak mało gdzie francuski „socjal” płyną pontonami do Francji przez Morze Śródziemne tysiące imigrantów. Jako inne źródło oszczędności wskazuje się kominy płacowe kadry zarządzającej i nadmierny przerost administracji na szczeblu samorządowym i w strukturach rządowych. Stąd niewyobrażalna rozpiętość w wysokości emerytur w poszczególnych grupach zawodowych.      

19 stycznia choć został nazwany przez media „czarnym czwartkiem” był też dniem tryumfu licznych związków zawodowych, które mimo silnych podziałów politycznych i wcześniejszych animozji potrafiły się w tym proteście zjednoczyć i zmobilizować swoich członków do wyjścia na ulicę.  Wskaźnik strajkujących wyniósł w czwartek 77,4%. Na kolei jeździł tylko jeden na trzy pociągi szybkiego ruchu TGV, zaledwie jeden na dziesięć TER, a ruch metra był dotkliwie zakłócony. W rafineriach, a tam króluje CGT , np. w większości zakładów grupy TotalEnergies odnotowano od 70% do 100% strajkujących. Ministerstwo Edukacji oszacowało 42% strajkujących w szkołach podstawowych i 34% w szkołach średnich. W manifestacjach ulicznych brali udział studenci i uczniowie, argumentując że walczą o swoją przyszłość.   

 

W atmosferze euforii wywołanej liczną frekwencją,  w Paryżu podano do wiadomości, że lewica pokazała zjednoczony front i ogłosiła „początek końca makronizmu”, ale przecież komunistyczny związek CGT maszerował na trasie od placu Bastylii do placu Narodu ramię w ramię z demokratami z CFDT  i nie przeszkadzało federacji demokratów, że wśród nich powiewała nawet czerwona flaga z sierpem i młotem. Interes był wspólny

 Nie pierwsze to podejście prezydenta Macrona do reformy emerytalnej. Już w roku 2019 usiłował on narzucić ją Francuzom.  Po protestach wycofał się z pomysłu, ale nie zrezygnował. - Władza wykonawcza będzie kontynuować reformę emerytalną „z determinacją”- zapowiedział Emmanuel Macron z Barcelony, dokąd dyplomatycznie się udał na spotkanie z premierem Hiszpanii Sanchezem, by nie być w oku cyklonu.

Politolodzy zwykli mawiać, że takie będą reformy, na jakie będzie przyzwolenie ulicy.  Na razie francuska ulica mówi „NIE”. Trudno przewidzieć czy dialog uliczny wystarczy.

Alicja  Dołowska

Źródło: Le Figaro, Le Monde

Najnowsze
Sonda
Wczytywanie sondy...
Polecane
Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną