Płużański: Powstanie, Mikołajczyk i Moskwa (FELIETON)
W 80 rocznicę wybuchu Powstania Warszawskiego przypomnę, jak w „ludowej” Polsce komuniści tworzyli czarną, a właściwie – ze względu na swój ulubiony kolor, a przede wszystkim krwią naznaczony terror – czerwoną legendę Powstania.
Zacznijmy od 30 lipca 1944 r., kiedy wizytę w Moskwie rozpoczął premier Stanisław Mikołajczyk. Tak pisał o tym wydarzeniu w 1962 r. w „Nowej Kulturze” tow. Zenon Kliszko, od 1931 r. członek Komunistycznej Partii Polski, potem Polskiej Partii Robotniczej i Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej: „Demokratyczna opinia Warszawy zadawała sobie pytanie, z czym Mikołajczyk jedzie do Moskwy. Każdy przypuszczał, że ta wizyta może mieć doniosłe następstwa, ale nikt nie przypuszczał, że będą aż tak tragiczne, jak zniszczenie Warszawy podczas Powstania (...) Nikt nie przeczuwał, jaka koszmarna koncepcja wylęgła się w mózgach sanacyjnych inspiratorów Powstania, że wyrok śmierci na Warszawę został już podpisany przez Bora-Komorowskiego i Sosnkowskiego”.
„Czyny są ważniejsze”
Prawda oczywiście była całkiem inna. 3 sierpnia, a więc już po rozpoczęciu walk w Warszawie, premier Stanisław Mikołajczyk prosił Stalina o pomoc dla powstańców, głównie o broń. „Przywódca postępowego świata” pozostał nieugięty: „Nie pozwolimy na żadną akcję poza naszą linią [wpływów, a więc do Wisły]. Dlatego musi się pan porozumieć z Komitetem Lubelskim [mowa o stworzonym przez Stalina, nielegalnym, uzurpatorskim tzw. Polskim Komitecie Wyzwolenia Narodowego]. My go popieramy. Jeżeli pan tego nie zrobi, rozmowa nasza nie da rezultatów. Nie możemy mieć do czynienia z dwoma rządami [londyńskim i lubelskim]”.
Zdenerwowany Mikołajczyk, podczas kolejnej rozmowy 9 sierpnia, wrócił do tematu: „Czy nie mógłby pan powiedzieć mi czegoś, co napełniłoby nadzieją serca Polaków w tych trudnych czasach?”
Stalin odparł cynicznie: „Czyż nie przywiązuje pan zbyt wiele wagi do słów? Nie powinno się polegać na słowach. Czyny są ważniejsze”.
Czynów Sowieci nie podjęli żadnych, z wyjątkiem próby desantu oddziałów zdrajcy Berlinga na Powiśle w połowie września, oraz drobnych zrzutów broni, żywności i środków opatrunkowych. Zdaniem Kliszki – jednego z namiestników Stalina w okupowanej Polsce - były one wynikiem „nieustannych wysiłków ze strony dowództwa AL (...) Zrzuty wywołały wielki entuzjazm. Żołnierze jak dzieci cieszyli się sowieckimi automatami”. To oczywiście kolejne sowieckie, komunistyczne kłamstwo.
Goebbelsowska propaganda
Ryszard Nazarewicz (partyjny historyk, po wojnie zastępca szefa stołecznego Urzędu Bezpieczeństwa w randze pułkownika; osobiście przesłuchiwał wielu polskich patriotów): „Ze względów politycznych pomniejszano również znaczenie radzieckich zrzutów broni, amunicji, żywności i lekarstw dla Warszawy, wyolbrzymiając znaczenie zrzutów z Zachodu, chociaż od pierwszych chwil Powstania władze brytyjskie stawiały różne przeszkody lotom do Warszawy”. (tekst „Polityczne aspekty Powstania Warszawskiego”, „Nowe Drogi”, sierpień 1977).
Znów kłamstwo. Dopiero na początku września 1944 r. władze ZSRS zezwoliły alianckim samolotom na korzystanie z lotnisk na Ukrainie. Co prawda Brytyjczycy też nie kwapili się z wysyłaniem pomocy, ale odnośnie stanowiska Stalina premier Wielkiej Brytanii Winston Churchill zauważył kiedyś słusznie: „Rosjanie pragnęli doprowadzić do całkowitego zniszczenia polskich antykomunistów przy jednoczesnym zachowaniu pozorów, że idą im na pomoc”.
Kazimierz Kąkol (komunistyczny prawnik, ekonomista, dziennikarz, od 1957 r. członek PZPR, w latach 70. kierownik Urzędu ds. Wyznań, w latach 80. dyrektor Głównej Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich w Polsce i członek Rady Społeczno-Gospodarczej przy Sejmie PRL) „ujawniał” motywy rozpoczęcia Powstania: „Prawda o Powstaniu Warszawskim, jego genezie, koncepcji, organizacji, staje się prawdą coraz bardziej pełną. I kłopotliwą. Dla tych, którzy byli autorami powstania bądź nosicielami koncepcji politycznej >>dwóch wrogów<<, tkwiącej u źródeł decyzji”. (artykuł „Kłopoty z prawdą”, 6 sierpnia 1972, „Prawo i Życie”).
Jeszcze „ciekawiej” wypowiadał się na ten temat Kliszko: „Druga połowa lipca 1944 roku nie zapowiadała w niczym, że Warszawa zostanie wydana na zagładę i zniszczenie, jakiemu nie uległo żadne miasto w tej wojnie. (...) Zdawało się, że Armia Czerwona wkracza już do Warszawy. (...) Na Pradze widziano już czołgi sowieckie”.
„Faszyzacja kraju”
Kliszko sugerował, że wybuch Powstania opóźnił „wyzwolenie” Polski przez Sowietów. Przypominał, że w międzyczasie powstał Polski Komitet Wyzwolenia Narodowego, który spotkał się z krytyką „podziemnej prasy reakcyjnej”: „Zbieżność reakcyjnej propagandy z propagandą goebbelsowską była zadziwiająca. Jak wiemy, ta współpraca ideologiczna hitleryzmu z reakcją polską miała swoje tradycje. Najjaskrawiej wystąpiła po raz pierwszy w okresie kampanii katyńskiej”. A zatem - zdaniem komunistycznych dygnitarzy - Powstanie Warszawskie przerwało sielankę oczekiwania na Armię Czerwoną. A Katyń przez dekady bolszewickiej propagandy miał być oczywiście zbrodnią niemiecką.
Jakie skutki miało wykazywanie przez sowieckich kłamców zbieżności między „reakcyjną propagandą” AK a propagandą Goebbelsa? Po 1944 r. za rzekomą „faszyzację kraju”
komunistyczni zbrodniarze skazali wielu polskich patriotów na wysokie wyroki, również na śmierć, a tragicznym przykładem czerwonego terroru jest powieszenie bohatera Polski podziemnej, gen. Augusta Emila Fieldorfa „Nila”.
Tadeusz Płużański