Kosowo to Serbia?

0
0
0
/

Do hasła wznoszonego przez Serbów i sympatyków integralności Serbii na całym świecie trzeba dodać znak zapytania. A wszystko za sprawą polityków władz samej Republiki Serbii.

 

19 kwietnia w Brukseli serbskie władze podpisały porozumienie z przedstawicielami swojej zbuntowanej prowincji – bo taki status w optyce Serbii, większości państw świata czy wręcz społeczności międzynarodowej (o ile uznamy za nią ONZ a nie jednostronne akty USA i Unii Europejskiej) posiadało do tej pory Kosowo. Niewątpliwie takie posunięcie spowodowane zostało silną presją UE a szczególnie Niemiec, machających Belgradowi marchewką umowy stowarzyszeniowej i kijem jego dalszej izolacji.


Porozumienie „o zasadach dotyczących normalizacji stosunków” dotyczy zarówno zewnętrznych relacji obu podmiotów, jak i ustalenia wewnętrznego modus vivendi w samej prowincji. Zasadniczo sprowadza się do przyzwolenia Serbii na funkcjonowanie w całym Kosowie sił bezpieczeństwa samozwańczej republiki, a także na samodzielne prowadzenie przez Prisztinę procesu negocjacji i ewentualnie integracji z Unią Europejską. Jednocześnie jednak Serbia podkreśliła swój sprzeciw wobec ewentualnego przyjęcia Kosowa do ONZ oraz wprowadziła do porozumienia mechanizmy mające chronić Serbów zamieszkujących jego północną część.


Północ nie słucha Prisztiny


Istotnym elementem porozumienia jest właśnie status czterech gmin na północy Kosowa zamieszkałych w większości przez Serbów. Do tej pory Prisztina nie sprawowała tu efektywnej władzy. Nie kontrolowała nawet granic prowincji. Próba ustanowienia na nich posterunków kosowskiej służby celnej zakończyła się wielkimi zamieszkami między serbskimi autochtonami a siłami KFOR w lipcu 2011 r. i rejteradą policjantów z Prisztiny. Próba siła trwała całe lato. Byli zabici i wielu rannych po obu stronach. Kosowska policja wspólnie ze służbami EULEX przejęła kontrolę nad granicą dopiero we wrześniu, ale ciągle była ona dziurawa.


Tymczasem władze Serbii nadal starały się wykonywać swoje obowiązki. Dostawy prądu i towarów, wypłaty pensji (wraz ze specjalnymi dodatkami), emerytur, świadczeń społecznych sprawiały, że ludność serbskich gmin praktycznie odczuwała integralność terytorialną państwa, które nigdy nie uznało jednostronnej deklaracji niepodległości „Republiki Kosowa” z 17 lutego 2008 r. Było tak nawet w czasach liberalnych i prozachodnich rządów prezydenta Borisa Tadicia, robiącego wiele aby otrzymać od Brukseli zielone światło dla stowarzyszenia z Unią i rozpoczęcia negocjacji akcesyjnych. Odrzucano wszelkie sugestie co do bilateralnych układów z Prisztiną.


Po przejęciu władzy przez prezydenta Tomislava Nikolicia w maju zeszłego roku i sformowania dwa miesiące później nowego rządu z jego reklamowaną jako nacjonalistyczna Serbską Partię Postępową w składzie duża część komentatorów wróżyła utwardzenie pozycji Belgradu. Tym bardziej, że premierem został lider dawnej miloseviczowskiej Serbskiej Partii Socjalistycznej Ivica Dačic (trzecim koalicjantem została centrowa partia Zjednoczone Regiony Partii).


Tymczasem nowa władza bardzo jednoznacznie określiła swój kurs na zbliżenie z Unią Europejską i poszła na kompromisy które niegdyś jej politycy określiliby po prostu jako zdradę narodową.


Aby uniknąć takich oskarżeń serbski rząd próbował forsować liczne ograniczenia władzy Prisztiny wobec serbskich gmin na północy prowincji. Nowe porozumienie przewiduje powołanie ich dobrowolnego zrzeszenia. Będą więc mogły je tworzyć zarówno cztery gminy z północnego Kosowa ale i gminy zamieszkane w większości przez Serbów w głębi prowincji. Organy wspólnoty koordynować będą działania gmin w ramach gminnych kompetencji wykonawczych w dziedzinie gospodarki, planowania przestrzennego, edukacji, kultury i służby zdrowia. Wspólnota ma reprezentować gminy w relacjach z Prisztiną, ale nie będzie miała własnych kompetencji poza ewentualnie delegowanymi przez władze centralne.


Połowiczna autonomia


Sukces jest więc połowiczny, bo jak zauważają analitycy warszawskiego Ośrodka Studiów Wschodnich uprawnienia serbskiej wspólnoty samorządowej w zasadzie nie mają wykraczać poza kompetencje innych gmin, będą jednak dla liderów społeczności serbskiej platformą do reprezentowania jej interesów.


Najważniejszym sukcesem Serbów jest założenie, że wójtowie czterech serbskich gmin północnego Kosowa będą mogli zgłaszać listę kandydatów, spośród których minister spraw wewnętrznych Kosowa wybierać będzie komendanta lokalnej policji w północnym Kosowie. Obsada tego stanowiska zależeć będzie więc od porozumienia między władzami w Prisztinie a przywódcami czterech serbskich gmin. Jednak czy nawet zakładając ten warunkowy tryb obecności kosowskich sił bezpieczeństwa na północy Kosowa, wycofanie serbskich struktury policyjnych nie zostanie w Prisztinie i co ważniejsze na świecie, odczytane jako akt abdykacji Belgradu?


W dziedzinie sądownictwa sprawami dotyczącymi gmin serbskich w Kosowie będzie się zajmował specjalny wydział sądu apelacyjnego w Prisztinie, złożony z sędziów reprezentujących kosowskich Serbów. Charakter zwierzchności Prisztiny relatywizował premier Dačić twierdząc, że w obecności Catherine Ashton otrzymał zapewnienie od sekretarza generalnego NATO Andersa Rasmussena, że wojska kosowskie nie wejdą do zamieszkanych przez Serbów gmin. Nie sposób nie zapytać ile są warte tego typu zapewnienia skoro wygłasza się je tuż po podpisaniu aktu w którym się one nie znalazły?


W ciągu wolnych dni po podpisaniu porozumienia nastąpiły demonstracje przeciw jego podpisaniu z obu stron konfliktu. W Prisztinie były one słabe. Jednak i w Serbii nie przybrały takich rozmiarów jakich oczekiwali krytycy. Charakterystyczne, że masowe rozmiary przybrały one tylko wśród kosowskich Serbów w Mitrovicy, gdzie 10 tys. demonstrantów skandowało słowo „Zdrada!”. Tymczasem w Belgradzie zdania podzielone, podczas gdy dziennik „Kurir" donosi o "zwycięstwie serbskiej dyplomacji" , która wybrała drogę pragmatyzmu, dziennik „Nasze novine" zatytułował swój artykuł: „Czarny dzień! Kosowo już do nas nie należy. Serbia skapitulowała wobec Brukseli, torując sobie drogę do Unii Europejskiej.”


Przeciw porozumieniu występuje opozycyjna Demokratyczna Partia Serbii Vojislava Kosztunicy, która domaga się ogólnonarodowego referendum w sprawie jego akceptacji. Premier Dačic nie wykluczył tego jednak siła Kosztunicy wyznaczana jest przez jedyne 20 mandatów jakie jego partia posiada w parlamencie.


Gdy 27 kwietnia parlament Serbii zatwierdzał porozumienie za głosowało 174 deputowanych, przeciw jedynie 24 (jeden wstrzymał się od głosu).


Złamani Serbowie?


Władze serbskie zastrzegają, że nowe porozumienie „nie jest uznaniem państwowości Kosowa”. Trudno jednak odbierać nowe porozumienie, podpisane na brukselskim gruncie, inaczej niż jako zrelatywizowanie suwerenności Belgradu w tej prowincji. W dodatku brak w nim silnych gwarancji instytucjonalnych dla podmiotowości gmin serbskich, które w przyszłości mogłyby być punktem wyjścia do podziału Kosowa i powrotu północnej części pod zwierzchnictwo Skupsztiny.


Serbowie wydają się już być zmęczeni czy może nawet złamani polityczną marginalizacją na kontynencie i permanentnym ekonomicznym kryzysem. Komisja Europejska już zarekomendowała negocjacje akcesyjne z Belgradem. Jednak czy Unia Europejska będzie deską ratunku dla Serbów? Unia właśnie trzeszczy w szwach, staje się mechanizmem realizacji interesów dużych państw kosztem interesów państw mniejszych, reprodukuje właśnie kryzys gospodarczy w tych ostatnich a jej przyszłość pozostaje niejasna. Czy warto więc stawiać znak zapytania przy stwierdzeniu Kosovo je Srbija…


Karol Kaźmierczak
fot. Jan Bodakowski/prawy.pl

Źródło: prawy.pl

Sonda

Wczytywanie sondy...

Polecane

Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną