Jak poinformował „Fakt”, zgodnie z nową ustawą o zarobkach ministrów zarówno pierwsza dama, jak i poprzednie pierwsze damy otrzymają pensje. I to nie byle jakie - żona Andrzeja Dudy będzie mogła liczyć na maksymalnie 13 540 zł miesięcznie, czyli mniej więcej równowartość trzech średnich krajowych, a byłe prezydentowe Anna Komorowska, Jolanta Kwaśniewska i Danuta Wałęsa dostaną po 10 tys. zł miesięcznego uposażenia. Co ciekawe podatnik będzie płacił mimo że pierwszych dam nie wybierał – nie było głosowania wyłaniającego pierwszą damę, ale stawała się nią automatycznie żona nowo wybranego prezydenta, który za swoją funkcję otrzymuje sowite wynagrodzenie. Jakim prawem? To świetne pytanie, w szczególności jeżeli weźmiemy pod uwagę, że wszystkie byłe prezydentowe finansowo stoją zdecydowanie wyżej niż większość polskich obywateli. W szczególności Jolanta Kwaśniewska, której biznesy przeszły już do legendy. Zresztą dlaczego polski podatnik ma zapewniać życie w luksusie na przykład Annie Komorowskiej, która nawet nie pofatygowała się by tegoż podatnika godnie reprezentować, notorycznie przysypiając na uroczystościach państwowych? Czy tak ma wyglądać oszczędne państwo? Swoją drogą jestem bardzo ciekawa, jak to możliwe, że nie ma pieniędzy na podwyżki dla poszczególnych grup zawodowych budżetówki, natomiast dla posłów i ministrów są, a także na stworzenie etatów dla funkcji obecnych i byłych pierwszych dam. Wygląda na to, że klasa polityczna uznała się za niedożywioną, niedofinansowaną i niezaspokojoną, i to niezależnie od partii. Pomysłowi sprzeciwia się jedynie klub Kukiz'15, ale to pomysłodawcy mają większość w Sejmie i to oni wcześniej czy później ten projekt przegłosują. Pytanie, czy którykolwiek z nich zapytał o zdanie w tej sprawie któregokolwiek ze swoich wyborców, który żyje na granicy ubóstwa? A przecież w Konstytucji wyraźnie zapisano, że to Naród jest suwerenem.