Wicepremier i minister nauki Jarosław Gowin jakiś czas temu polazł do radia TOK FM. Chyba powinien wiedzieć, jaka jest linia programowa tego radia, a mimo to poszedł.
Niczym rycerz między lwy w lśniącej, skrzącej się ideami zbroi wszedł do studia. I wyrzucił ze swych ust wiekopomne słowa „W dużej mierze jestem ministrem, by strzec dziedzictwa cywilizacji zachodniej tutaj w Polsce". A co? Prawdziwy bohatyr jak ci z ochotniczych batalionów „Azov”, czy „Tornado”, którzy też głoszą, że są obrońcami rubieży Europy przed dziką Moskwą. Ciekawe, co by ten biedny świat zrobił bez tak wielkiej persony, jak nasz pan wicepremier, który jest przedmurzem Zachodu, albo przedmurzem chrześcijaństwa? Niestety obu funkcji dzisiaj nie sposób połączyć, bo Zachód jest forpocztą iSSlamizmu.
Komunikat agencji TASS w tym temacie powinien brzmieć „Minister Gowin broni cywilizacji Zachodu. Cywilizacja się na to nie zgadza”, albo „Cywilizacja jest przerażona, ponieważ wie, że z takim obrońcą to ona nie ma żadnych szans”. Skąd taka miażdżąca moja opinia o Gowinie? Otóż przejrzałem jego głosowania sejmowe w poprzedniej kadencji i to co on popierał to raczej mi do obrazu niezłomnego rycerza nie pasuje.
Jeżeli ktoś chce poszukać głosowań Gowina w sprawach światopoglądowych to znajdzie wiele ciekawostek i smaczków. Ja się ograniczę tylko do jego głosowań w kwestiach podatkowych, kiedy był jeszcze w Platformie Obywatelskiej. I tak pan wicepremier głosował za podwyższeniem akcyzy na olej napędowy, alkohol i papierosy, za likwidacją ulgi internetowej, za podniesieniem stawki VAT z 22 na 23 proc., za podniesieniem stawek ubezpieczenia rentowego i wypadkowego w składce ZUS oraz prawdziwa perełka – głosował także za ograniczeniem stosowania ulgi prorodzinnej. Później wyleciał z PO więc zmienił mu się punkt widzenia.
Na szczęście z drugiej strony zadufany Gowin miał za interlokutora człowieka o cechach kompletnego idioty – redaktora Jana Wróbla. Zamiast więc załatwić wicepremiera jego głosowaniami ten zaczął bredzić, że Gowin wobec muzułmanów używa podobnych argumentów jak... angielscy nacjonaliści wobec imigrantów z Polski. - Pojedynczy Polacy są nawet sympatyczni, ale generalnie, co to za element przyjechał nie przestrzegający podstawowych zasad brytyjskiej kultury... Zachowują się okropnie: tu nożownik, tam złodziejstwo. Zawsze myślałem, że to durnie... Ale między durniem a ministrem Gowinem jest przepaść.
Cóż różnice są zasadniczo dwie, ale skąd wybitny redachtor miałby o tym wiedzieć. Pierwsza – wejście do UE oznaczało także wejście w strefę wspólnego rynku towarów i usług, co oznacza także swobodny dostęp do rynku pracy (oczywiście poza Niemcami i Austrią, które postanowiły nam przywalić siedmioletni okres bez dostępu do swoich rynków pracy). Dlatego Polacy mają prawo pracować w United Kingdoms, a Tesco transferować swoje gigantyczne zyski z Polski do Londynu.
Druga kwestia – konwencja dublińska, która jasno określa kto jest uchodźcą. A nikt, kto opuścił pierwszy bezpieczny kraj, a więc Turcję do tego statusu się nie łapie. Wróbel już całkowicie odleciał kiedy stwierdził: „Są przecież Polacy, którzy nie przestrzegają zasad cywilizacji zachodniej i ich nie wyrzucamy”. Tak szanowny redaktorze myślący inaczej. Są tacy Polacy i mają prawo do istnienia, a że urodzili się w Polsce więc nawet jeżeli ktoś jest wyjątkowym idiotą, groźnym bandytą, czy skończoną szumowiną pracującą w „Newsweeku”, „GW” i Radiu TOK FM to i tak ma prawo tu mieszkać (nawet redaktora Kim, która pasuje do dwóch z trzech powyższych punktów).
Ponieważ się tutaj urodził i nie wolno robić z niego bezpaństwowca. To nie oznacza, że mamy sobie importować bandziorów, gwałcicieli i agresywnych, roszczeniowych nierobów z innych kręgów kulturowych. Ponieważ mamy już trochę własnych. Faktem też jest, że sporo rozmaitych oszustów i przestępców też postanowiło rozwinąć skrzydła na wyspach. Ale jak pisałem powyżej – mieli do tego prawo.
Nachodźcy takiego prawa nie mają, a jak Angela ich zaprosiła to niech się teraz Niemcy męczą. Natomiast wicepremier zamiast przekazać powyższe argumenty Wróblowi, w sposób być może dla niego zrozumiały (prosto i łopatologicznie) uderzył w najwyższe tony: „Mówię o wyzuciu się przez Europę swojej tożsamości, która ma korzenie w greckiej filozofii, w rzymskim prawie, w tradycji judeochrześcijańskiej. I mówiąc szczerze, ja po to w dużej mierze jest ministrem, by strzec tego dziedzictwa kultury cywilizacji zachodniej tutaj w Polsce”.
Pan premier zapomniał, że słowa wielkie zbyt często (nad)używane powszednieją. A ci, którzy najwięcej krzyczą o honorze i wartościach w sytuacji zagrożenia są pierwsi na szosie na Zaleszczyki. Patrząc na wcześniejsze dokonania pana wicepremiera jestem przekonany, że Feliks Koneczny raczej nie uznałby go za przedstawiciela cywilizacji łacińskiej, tylko tak bliskiej naszym sąsiadom: Niemcom i Rosji cywilizacji bizantyjskiej.
Co powstanie z megalomanii połączonej z poczuciem misji? Pewien oportunista, który cywilizacje zachodnią chyba widział na obrazku… Ciekawe co by zrobił, gdyby znów był bez pracy, a islamiści by mu zaproponowali jakieś stanowisko?