Ograniczmy im wreszcie liczbę kadencji!

0
0
0
/

Przez media przetacza się od jakiegoś czasu dyskusja wokół proponowanych przez PiS zmian w ordynacji wyborczej. Chodzi o ograniczenie liczby kadencji wójtów, burmistrzów oraz prezydentów miast. Według nowych propozycji jedna osoba mogłaby pełnić taką funkcję najwyżej przez dwie kadencje z rzędu. Projektu na razie nie ma, ale za to jest wola działania w najwyższych kręgach decyzyjnych partii rządzącej. Pierwotne   założenie   było   takie,   aby  następne   wybory  w   2018   roku   odbyły  się   już   według nowych zasad. Jarosław Kaczyński, do którego należy decydujące zdanie w tej kwestii, składa jej rozstrzygnięcie w ręce Trybunału Konstytucyjnego. Wątpliwości wiążą się głównie z zasadą „lex retro   non   agit”,   czyli   „prawo   nie   działa   wstecz”.   Pojawiają   się   głosy,   aby  „odliczanie”   kadencji zacząć od momentu uchwalenia zmian i nie zaliczać kandydatom już wcześniej odbytych kadencji. Wydaje się to pod pewnymi względami słuszne. Jednak moim zdaniem nie istnieje żaden istotny powód by nie zrobić tego od razu. W końcu nie chodzi o karanie kogokolwiek, a wprowadzenie tego typu zmian leży w szeroko pojętym interesie społecznym. Każda   osoba   śledząca   debatę   na   ten   temat   z   pewnością   słyszała   już   o   różnych   opiniach   i zetknęła się z rozmaitymi sposobami podejścia do tej sprawy. Koronnym argumentem zwolenników zmian   jest   konieczność   rozbicia   patologicznych   układów   w   samorządach.   Wieloletnie   pełnienie urzędu   przez   tę   samą   osobę   sprzyja   tworzeniu   się   klik   oraz   rodzinno-koleżeńskich   powiązań   na terenie danej gminy. Szczególnie dotyczy to tzw. Polski powiatowej, gdzie dostrzegalna staje się oligarchizacja życia publicznego. Władza premiuje tam „swoich” i utrudnia życie „obcym”. Chcesz coś ugrać, podporządkuj się. Tak to niestety wygląda. Skupienie władzy w rękach organu wykonawczego w gminie odbywa się za sprawą polityki kadrowej.   Gmina   jest   bowiem   jednym   z   większych,   jeśli   nie   największym   pracodawcą   w   wielu miejscowościach.   Władza   zatrudnia   swojaków,   czym   zyskuje   ich   lojalność   i   wdzięczność rodzinnych   klanów.  W  okresie   jednej   kadencji   ciężko   stworzyć   klikę   z   prawdziwego   zdarzenia. Dwie kadencje dają tu większe możliwości. Dwadzieścia lat rządów to w wielu przypadkach koniec demokracji w danej gminie. Mieszkam w mieście powiatowym liczącym około 35 tys. mieszkańców i w pełni popieram proponowane   zmiany.   Chodzi   mi   tu   o   samą   ideę.   Dlatego,   że   konkretnego   projektu   jeszcze   nie widziałem   i   ciągle   pojawiają   się   rożne   koncepcje.   Czy   zmiany   będą   wprowadzone   już   od przyszłych   wyborów,   czy  później,   czy  ograniczenie   kadencji   będzie   bezwzględne,   czy  będzie   to tylko przerwa, to tylko szczegóły. Idea jest jak najbardziej słuszna i pozwoli przewietrzyć zatęchłe struktury Urzędów Gmin i Ratuszy. Wszędzie, gdzie władza skupia się za długo w tych samych rękach   umiera   demokracja.   Nie   jest   to   ustrój   idealny,   więc   wymaga   korekt.   Wygląda   na   to,   że sprawy zmierzają w dobrą stronę. Protesty opozycji jawią mi się w tym względzie jak kwik tuczników odrywanych od koryta. Rozumiem,   że   PiS   widzi   w   proponowanych   zmianach   szansę   dla   „swoich”   samorządowców. Dostrzegam jednak tak wielkie skostnienie układów w wielu samorządach i czekam z utęsknieniem na   jakiekolwiek   zmiany.   Nawet   wymuszone,   ponieważ   w   pewnych   kwestiach   nie   sposób   zrobić tego inaczej. Jedna kadencja przerwy nie zrobi nikomu krzywdy, jestem o tym przekonany. Później będzie można wrócić na dawne stanowisko, o ile wyborcy rzeczywiście sobie daną osobę cenią. Byłby to dobry test dla wielu samorządowców, zaklinających się, że po prostu nie ma lepszych od nich kandydatów. Kolejną   sprawą  jest  podnoszona  przez   pewne  środowiska   propozycja   ograniczenia   kadencji posłom. Wydaje mi się to również dobrym pomysłem. Dwie kadencje w zupełności wystarczą, aby „podratować”   domowy   budżet.   Jedna   kadencja   przerwy   nie   zrobi   różnicy.   Jak   powiedział   poseł Marek Jakubiak „Sejm, czy urzędy miasta nie są miejscem pracy” i nie sposób nie przyznać mu racji.   Bycie   parlamentarzystą,   czy   nawet   zwykłym   urzędnikiem,   powinno   być   służbą   dla   dobra kraju, czy społeczności lokalnej. Niestety wiele osób zrobiło sobie z publicznych stanowisk źródło dochodu i uwiło nićmi układów bezpieczne gniazdko za nasze pieniądze. Miejmy nadzieję, że wola zmian na szczytach władzy jest dość silna by z tym skończyć. Jarosław Gryń

Źródło: prawy.pl

Sonda
Wczytywanie sondy...
Polecane
Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną