Chemia objawiająca Miłość

0
0
0
/

Doczesny świat ma swoje prawa, swoje zasady, które ciągle się modyfikują. Po co? Aby przekierowywać uwagę człowieka na antyprawdę. Oczywiście wiemy skąd taka inklinacja, taka paskudna odwrotność, która nieustannie próbuje wczepiać się mackami w ludzkie serca. To czyste zło. W tym wszystkim, nam ludziom wydaje się, że mamy nad czymś władcze panowanie, że sami powodujemy nasz rozwój, który po prostu, nie wiedząc kiedy, sam w sobie staje się naszym bożkiem. Czujemy się zdeterminowani szeroko rozumianym rozwojem na wszystkich poziomach, musimy przeć w tzw. swoim etapie dojrzewania, czy wręcz z impetem go wyprzedzać! Tak! Oto my - szczęśliwi posiadacze rozumu, którzy wiemy, jak sobie to wszystko samemu zorganizować! A tymczasem jest zupełnie odwrotnie! Jedyny nasz wybór to codzienna kapitulacja ze sobą samym, ale nie dla melancholii czy nirwany, które są diabelskim kłamstwem. Kapitulacja z siebie w Miłości Boga! W prawdziwej relacji z Nim! O! Wtedy właśnie otrzymujemy światła Prawdy o prowadzeniu naszego rozwoju, nawet wtedy, gdy wydaje nam się, że sami stoimy w miejscu! Światła od Boga są wewnętrzne, Sakramentalne (!), ale są i wyraźnie zewnętrzne, a najczęściej przychodzą od ludzi! Pewna wolontariuszka (żona i mama) z ośrodka prowadzonego przez Siostry Albertynki, od lat pomagająca w jadłodajni, mówi mi o tym, jak bardzo ona jest szczęśliwa pośród bezdomnych. Tak… są oni często brudni… tak, są podpici… chorzy… agresywni… są też pogubieni, zapłakani… są po prostu… głodni. Jest coś takiego jednak w nich, co się bardzo wyraźnie czuje, bo oni przychodząc po posiłek nie mają masek. Oni nie pokazują siebie jako udających, że nie potrzebują nic, że im wszystko wychodzi… Nie. Oni uczą jak być potrzebującym, bo choćbyśmy mieli piękne domy, my dokładnie wszyscy jesteśmy bezdomni! Wszyscy jesteśmy głodni i potrzebujący pomocy! Tylko ten, który ma świadomość, że sam potrzebuje pomocy, może pomagać! Tylko ten, który sam jest głodny, może karmić! I nie ma nigdy myślenia typu: „my i oni”, ale po prostu „my”! Wystarczy pojechać w takie miejsce, porozmawiać, pomóc przy najprostszych sprawunkach, pracach, by… zaczerpnąć ze skarbnicy życia! W dziecięcej przychodni onkologicznej, w poczekalni spotykają się zasmuceni rodzice. Pewna mama opowiada mi, jak jej córka od wielu lat powinna już nie żyć. Pytam, jak sobie z tym radzi i nie jestem zdziwiona, gdy mówi, że bez Boga to niemożliwe. Ale uczy mnie jeszcze wielkiej tajemnicy cierpienia. Opowiada o tym, jak córeczkę swoją traciła już 3 razy i może stracić ją w każdej chwili, ale ma już w sobie ten spokój. Pytam, czy możliwe jest więc być gotowym na śmierć swojego dziecka? Odpowiada mi, że nie! Nie jest możliwe być gotowym na coś takiego nigdy! Ale można być… pogodzonym! Dopytuję, czy to możliwe nie być gotowym, będąc jednocześnie pogodzonym? Ona całym sercem i z uśmiechem powiada, że tak! Oto Prawda objawiona od pięknego człowieka, za spotkanie którego jestem ogromnie wdzięczna Bogu! Rozmowę naszą wspólnie kończyłyśmy zalane łzami, przy czym to właśnie jej łzy prorokowały dla mnie tajemnicę prawdziwej wolności! Niech się niesie! Pewna Kamilianka opowiada mi o swojej posłudze. Oddawszy życie Bogu, posługuje ciężką pracą pośród najciężej chorych, którymi nikt już się nie chce zajmować. Jednocześnie, gdy się zachwycam nią, ona ostro ucina mój zachwyt mówiąc: „Spokojnie! Ja wiem czym ja jestem przed moim Panem!” Pytam, przy ilu ludziach była już w ich godzinie śmierci? Odpowiada z tym przepięknym, spokojnym uśmiechem, że przy dwudziestu trzech. Uśmiech tej młodziutkiej siostry daje życie, ona pozostawiając własne macierzyństwo, rodzi ludzi dla Nieba! Spotkać i posłuchać takiego człowieka, to czerpać życie! Dawno temu trafiłam do Bukowca, do małego, drewnianego Kościółka na pogórzu Rożnowskim. Ksiądz, starszy człowiek zgodził się mnie wyspowiadać podczas mojej wędrówki. Musiałam chwilkę poczekać i wiem dlaczego, bo stojąc przy starym płocie mogłam zobaczyć fragment życia owego kapłana: Podwórko, kilka kurek i jego samego, lekko przygarbionego, prowadzącego krówkę do obory. Poszliśmy do Kościółka, folklor zatarty pysznił się skromnością na drewnianych ścianach, wszystko cichutkie i naprawdę pokorne. W międzyczasie przyszedł chłopak, może miał 20 lat. Upośledzony. Przyjęłam Komunię Świętą i poszłam do ławki. Wtedy ksiądz usiadł obok owego chłopca, który włączył jakieś kosmiczne dźwięki w jakimś starym keyboardzie, którym się bawił. Ksiądz ze spokojem przy nim po prostu był, przeglądając jakieś katolickie gazetki. To było całe życie na tej górze, oni dwaj, krowa, kurki i przez moment ja. Lasy i ten niesłychany spokój Boży, skromność chaty i pochmurne niebo, które błogosławiło temu miejscu i można było z tego czerpać i czerpać do dziś we wspomnieniu tej chwili! Nie trzeba zawsze szukać tego w Himalajach, bo Himalaje dla duszy są bliżej niż nam się wydaje! Niekiedy myślimy, że dbając o własny rozwój, musimy szukać nie wiadomo gdzie i nie wiadomo czego! A tymczasem mądrość Boga prowadzi nas sama! Oświeca nas w takich spotkaniach, słowach, widokach i współodczuwaniach! Tylko trzeba patrząc, widzieć, a słuchając, słyszeć! To jest możliwe mimo zgiełku i nieustannie wtłaczanej nam potrzeby parcia ku powykrzywianemu pragnieniu własnej doskonałości! Tymczasem sprawy największe są obok nas. Są nam dawane jako dary indywidualnie dla nas. W tym wszystkim bywa trud, a w tym trudzie piękno największe! Jest też prawdziwa radość, która pozwala się naprawdę śmiać niekiedy nawet w samym centrum cierpienia. Ostatnimi czasy miałam okazję towarzyszyć komuś bliskiemu na oddziale chemioterapii. To co tam zobaczyłam było niesłychaną dawką życia. Ludzie, którzy się nie znają, pomagają sobie nawzajem. Jeden drugiemu wyjaśnia co i jak z tą chemią i jak to po niej może być w domu. Wysłuchałam kilku historii od niby obcych ludzi, którzy się po prostu boją! Ludzie bez masek i tam to widać! I właśnie pośród tych chorych, można poczuć się tak dobrze, bo właśnie pośród nich czerpie się życie! Niesamowite jest to piękno, trudne i powalające uśmiechem i mocą w słabości, którą mamy wszyscy! Ta moc jest autentyczna! Wchodzę na jedną z sal: cztery dzielne panie leżą spokojnie rozmawiając… Pomiędzy niektórymi łóżkami stojaki z cudami do wlewów dożylnych. Mama prosi: „Pójdź i kup mi gazetę”. Jadę po raz nie wiem który z czwartego na parter, szczęśliwa że mogę zrobić choć coś dla niej przyjemnego. Kupuję gazetę, kładę na łóżko, gazeta się rozwija a na okładce jakaś parka i wieeelki napis: "Jest między nami chemia". Mogą się Państwo domyśleć, jak uśmialiśmy się wszyscy, z lekarzami włącznie! Pomiędzy chorymi jest… chemia! To jest chemia życia, z której można i trzeba czerpać nam, którzy na jakąś chwilę może akurat teraz jesteśmy zdrowi… Ale tak samo jak dokładnie wszyscy na całym świecie potrzebujący darów życia! Dziękujmy Bogu i ludziom, za wszystkie dary życia, które prawdziwie otrzymujemy z miejsc najbliższych. Bóg z najczulszą delikatnością uczy nas żywego Życia! To jest Miłość nieustannie objawiana nam! Teraz i tu!

Źródło: prawy.pl

Sonda
Wczytywanie sondy...
Polecane
Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną