Zgromadzeni na nieformalnym szczycie na Malcie unijni przywódcy wezwali do jedności, siły i wzajemnego zaufania w obliczu trudnych globalnych wyzwań, do jakich zaliczyli także sposób działania nowej administracji USA. Niejeden z obecnych na szczycie eurokratów, chociaż niewierzący, albo wierzący jedynie w zjednoczoną Europę, modli się o to, aby taki przywódca, jak obecnie urzędujący prezydent Stanów Zjednoczonych, przypadkiem nie pojawił się w Unii Europejskiej.
Wprawdzie bowiem Viktor Orban, czy Beata Szydło prężą polityczne muskuły, to kwestia migrantów przebiega po myśli eurokratów – wystarczy przyjrzeć się warszawskim ulicom, na których już krążą bandy ciemnoskórych przybyszów. Nie lepiej sytuacja wygląda w Gdańsku, dokąd również trafiają muzułmańscy „uchodźcy”. Przy czym premier Szydło nawet przez myśl nie przejdzie, żeby wzorem Danii czy Szwecji wprowadzić kontrole na granicach, a wzorem USA – zakaz wjazdu dla muzułmańskich przybyszów. Gdyby na jej miejscu zasiadał Donald Trump, nie miałby zapewne żadnych obiekcji – po prostu by to zrobił.
Tymczasem w szeregach Prawa i Sprawiedliwości zapanowała wielka radość, bo kraje V4 poszły na Malcie za ciosem i przedstawiły propozycję nowej umowy imigracyjnej określanej mianem „elastycznej solidarności”, co więcej sporo z tych propozycji zostało umieszczonych w konkluzjach z tego szczytu. A co zawierały? Otóż każdy z 27 krajów UE ma uczestniczyć w rozwiązaniu wywołanego przez Niemcy europejskiego problemu imigracyjnego, ale w przez siebie wybranej formule, czyli albo przyjmą imigrantów, albo wesprą kraje pilnujące zewnętrznych granic UE, delegując na te granice swoich strażników granicznych, a także przekażą fundusze dla pokrycia kosztów pobytu imigrantów w takich krajach jak Turcja, Jordania, Liban, a obecnie także Libia. Jakim prawem obciąża się kosztami biedną przecież Polskę, aby sfinansować chore pomysły bogatych Niemiec? To ma być sukces?
Swoją drogą, czy ktokolwiek słyszał, aby którykolwiek z eurokratów wziął do własnego domu jakiegokolwiek muzułmańskiego imigranta, by ten „ubogacił kulturowo” jego rodzinę? Ja sobie takiego nie przypominam. Jakim prawem zatem wymaga się tego od zwykłych ludzi? Tu również przydałby się człowiek pokroju Trumpa, który wytłumaczyłby pani Merkel, że imigrantów powinna trzymać we własnym domu.
W tym kontekście słowa Donalda Tuska, który stwierdził, że Europa nie ma innej opcji, jak tylko „odzyskać wiarę we własne siły” brzmi niczym niesmaczny żart. Przecież gdyby już w tej chwili dać broń do ręki wszystkim muzułmańskim imigrantom, aby stworzyli na zachodzie Europy swój kalifat, to wojsko miałoby poważny problem z ich pokonaniem. Europa osłabiła się sama na własne życzenie i żadne zaklęcia króla dwunastu gwiazd niczego w tej materii nie zmienią.
Natomiast wygłoszone chwilę później przez Tuska wezwanie przywódców do zjednoczenia zabrzmiało jeszcze bardziej niedorzecznie. - Musimy sobie raz na zawsze wyjaśnić, że dezintegracja Unii Europejskiej nie będzie prowadziła do przywrócenia pewnej mitycznej, pełnej suwerenności krajów członkowskich, ale doprowadzi do ich faktycznej zależności od wielkich superpotęg: Stanów Zjednoczonych, Rosji i Chin. Tylko razem możemy być w pełni niezależni – perorował Tusk. Aż chciałoby się, żeby ktoś zapytał: „A do czego prowadzi islamizacja Europy, panie Tusk? Do wolności?”. Takie pytanie jednak nie padło. Odważnych nie było...