Donald Tusk dla unijnego stanowiska zaryzykował stosunki polsko-amerykańskie

0
0
0
/

Mimo że od listu przewodniczącego Rady Europejskiej Donalda Tuska do uczestników szczytu na Malcie minęło klika dni, to nie milkną echa ataku, jaki przypuścił w nim na nową amerykańską administrację. Przypomnijmy, że w liście adresowanym do przywódców wszystkich krajów członkowskich UE, tuż przed ostatnim szczytem na Malcie, Tusk wymienił zagrożenia dla Unii, wśród których znalazła się: „agresywna polityka Rosji wobec Ukrainy, terroryzm, destabilizacja w Północnej Afryce i na Bliskim Wschodzie, a także administracja nowego prezydenta USA Donalda Trumpa. Jego zdaniem administracja amerykańska z proeuropejskiej przeistacza się w antyeuropejską i w związku z tym Stany Zjednoczone zamiast być oparciem dla europejskiej wspólnoty, mogą stać się zagrożeniem. To niestety wynik cynicznej kalkulacji, jaką przeprowadził sam Tusk i jego najbliższe polityczne otoczenie w związku z ogłoszeniem starań o drugą 2,5-letnią kadencję na stanowisku przewodniczącego Rady Europejskiej. Tusk jakby od niechcenia zwierzył się dziennikarzom, że w związku z tym, że ostatnio wielu europejskich przywódców wyraziło chęć popierania go w tych staraniach o tę funkcję, będzie o nią zabiegał. A ponieważ przynajmniej kilkanaście krajów UE ma rządy lewicowe, bądź liberalne i wszystkie one przyjęły wybór Donalda Trumpa z wyraźną rezerwą, przewodniczący Tusk zdecydował się w oficjalnym liście zaatakować administrację nowego prezydenta USA, tylko po to, aby się im przypodobać. To stwierdzenie miłe dla ucha przywódców krajów rządzonych przez koalicje lewicowe i liberalne, wywołało jednak zdecydowany sprzeciw w krajach rządzonych przez partie i koalicje prawicowe. Podkreślają one, że duża nieodpowiedzialnością jest atakowanie nowego prezydenta USA, w sytuacji, kiedy rozpoczyna on swoja działalność i nie zrobił jeszcze nic, co mogłoby być uznane, jako nieprzyjazne gesty w stosunku do UE. Co więcej zestawienie tzw. zagrożenia amerykańskiego na jednym poziomie z agresywną polityką Rosji, czy też światowym terroryzmem może zostać potraktowane, jako arogancja całej UE wobec światowego mocarstwa. Także w Parlamencie Europejskim w poprzednim tygodniu podczas tzw. minisesji w Brukseli pojawiły się głosy, że sformułowanie dotyczące administracji amerykańskiej zawarte w liście Donalda Tuska do przywódców krajów członkowskich jest wręcz skrajną nieodpowiedzialnością. Polski rząd także zdecydowanie odciął się od tego stanowiska przewodniczącego Rady, zrobiła to na konferencji prasowej na Malcie premier Beata Szydło, a dzień wcześniej w Warszawie, minister spraw zagranicznych Witold Waszczykowski. Polski rząd zwraca uwagę, że Amerykanie są najważniejszym członkiem NATO, które jest gwarantem pokoju w Europie i w sytuacji coraz agresywniejszych zachowań Rosji wobec krajów Europy Środkowo-Wschodniej, wystawianie na szwank stosunków europejsko-amerykańskich jest po prostu nieodpowiedzialne. Prezydencki minister Krzysztof Szczerski, który w tych dniach przebywał w Waszyngtonie i spotkał się między innymi z doradcą ds. bezpieczeństwa Donalda Trumpa generałem Michaelem Flynnem stwierdził w jednym z wywiadów, że musiał go uspokajać, że pod tym stanowiskiem nie podpisują się wszystkie kraje europejskie, a Polska jest mu zdecydowanie przeciwna. Dobrze, że polski minister miał szansę na przedstawienie wyjaśnień jednemu z najbliższych doradców Donalda Trumpa, wręcz natychmiast po pojawieniu się tego listu, ale okazuje, że Donald Tusk bez wahania dla unijnego stanowiska zaryzykował zarówno relacjami Europa-USA, ale niestety także Polska-USA, w sytuacji, kiedy ten kraj za ogromne pieniądze przysłał właśnie do naszego kraju kilka tysięcy żołnierzy i tysiące sztuk ciężkiego wojskowego sprzętu.

Źródło: prawy.pl

Sonda
Wczytywanie sondy...
Polecane
Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną