Kontynuując wsparcie dla projektu Republiki Federalnej Europy PiS zepchnął PO z miejsca pierwszej, proniemieckiej partii w Polsce.
"W sprawach fundamentalnych nie ma różnic" - tak powiedział prezydencki minister Krzysztof Szczerski, podsumowując dzisiejszą wizytę w Polsce kanclerz Angeli Merkel.
Szefowa rządu Niemiec spotkała się z premier Szydło, prezydentem Dudą i szefem PiS Jarosławem Kaczyńskim. Czy słowa ministra Szczerskiego powinny nas dziwić? Oczywiście - nie.
Od 2001, od powstanie tej partii, PiS konsekwentnie popiera budowę Republiki Federalnej Europy. Byli za akcesją, za Traktatem Lizbońskim, są za euro-armią, nie wetują żadnych centralistycznych zmian w UE - wszystkie wspierają. Łącznie z agendą pro-LGBTQ.
PiS robi to, co Kaczyński zapowiadał już w głośnej, ale mało rozumianej rozmowie z Orbanem - trzeba izolować antyunijnych "populistów" (Farage, Le Pen, AfD, w Polsce - narodowcy). Ceną za to ma być "przebudowa Europy" z polskim udziałem.
Taka przebudowa musi oczywiście uznawać fakt niemieckiej dominacji. To winduje Kaczyńskiego jako gracza na scenie europejskiej, ale zarazem trwale wpisuje Polskę w UE, którą Niemcy chcą konsekwentnie przekształcać w federalne superpaństwo.
Z gadaniny PiS-u o "wzmacnianiu parlamentów narodowych" nie wynika dokładnie nic. Ze współpracy i wsparcia jakiego udzielają od 15 lat, zwłaszcza w czasie swoich rządów, projektowi Euro-sojuza - wynika bardzo wiele.
Ten projekt jest zaś największym zagrożeniem dla Polski silnej, suwerennej i chrześcijańskiej.