"Zabijcie wszystkich! Bóg rozpozna swoich" - o pewnym micie...

Papież Innocenty III ogłosił w 1209 r. krucjatę przeciwko katarom. Ze strony świeckiej w krucjacie uczestniczył hrabia Tuluzy Rajmund VI. Ze strony kościelnej natomiast brał w niej udział legat papieski Arnaud Amaury. Wkrótce krucjata obległa niewielkie miasteczko Béziers, gdzie przebywali heretycy. Część z jej członków przypuściła szturm bez rozkazu, zdobyła miasto i zamordowała większość mieszkańców.
Opowiadam tę historię, bo wiąże się z nią słynna anegdota. Przed szturmem krzyżowcy mieli zapytać się Arnaud Amaury, jak mają odróżnić katolików od katarów. Legat papieski miał wtedy powiedzieć: „Zabijcie wszystkich! Bóg rozpozna swoich”.
Dzisiaj historycy już wiedzą, że pierwszy raz o tych słowach wspomniał dopiero mnich Cezary z Heisterbach, który nie był nawet świadkiem tamtych wydarzeń, opowiadał o tym sześćdziesiąt lat później i w dodatku znany był z tego, że lubił fantazjować. Prawie na pewno jest to więc anegdota nieprawdziwa. Mimo to niektórzy wykorzystywali ją i wciąż wykorzystują żeby dowodzić, jak okrutne było średniowiecze.
Wydarzenia w Béziers, co poniektórzy określają wręcz mianem holokaustu. Oskarżają Kościół katolicki, twierdząc, że ten w swojej nienawiści do inaczej myślących nakazywał mordować bez opamiętania. Chociaż historycy wciąż spierają się jak doszło do tej tragedii wydaje się najprawdopodobniejsze, że część ochotników, która dołączyła do krucjaty to byli zwykli rabusie, którzy chcieli po prostu grabić i zabijać. O bezsensie tego, co tam się stało może świadczyć to, że zdecydowana większość zabitych to byli zwykli katolicy, a nie heretycy.
Stąd może powtarza się wciąż słowa: „Zabijcie wszystkich! Bóg rozpozna swoich”, aby jakoś uzasadnić dlaczego tak postąpiono. W gruncie rzeczy jest to wydarzenie jednostkowe, którego nie można usprawiedliwiać, ale które nie świadczy o średniowieczu jako takim, a tym bardziej o Kościele katolickim.
Gdyby ci „humaniści”, którzy tak oburzają się przemocą porównali współczesne wojny do tych średniowiecznych to zobaczyliby, że nawet najkrwawsze potyczki z wieków średnich są, jak bójki między dziećmi w porównaniu z tym, co dzisiaj się robi. Kiedyś przede wszystkim walka i śmierć nie była anonimowa. Obecnie pilot bombowca jednym guzikiem zabija dziesiątki osób nawet ich nie widząc. Jego ofiary giną także nie wiedząc kto i jak ich zmasakrował. Dawniej rycerz stawał naprzeciwko rycerza. Obowiązywał ich kodeks honorowy. Rycerz, który osłabł mógł się poddać. Tak się często zdarzało, bo w ten sposób można było zdobyć okup.
Pamiętać należy też, że rycerze walczyli w ciężkich zbrojach okładając się nawzajem mieczami więc walka trwała długo i nie mogła przynieść wielkich ilości ofiar. Ktoś mógłby jednak powiedzieć, że to tylko kwestia tego, że ludzie średniowiecza nie mieli narzędzi do skutecznego zabijania. Nie dysponowali czołgami, karabinami maszynowymi, czy bombami atomowymi. Jest to jednak tylko część prawdy. Naprawdę skuteczną bronią była bowiem kusza, której strzały wyrzucane z dużą siłą leciały prosto i wpadały między oczka kolczugi przebijając ciało. Kościół jednak na kilku soborach zabronił jej używania potępiając tych, którzy ją stosowali. Na Soborze Laterańskim II (1139 r.) np. uznano łucznictwo i kusznictwo za „śmiercionośną i Bogu nienawistną sztukę”.
Nie wszyscy oczywiście stosowali się do zaleceń Kościoła. Niemniej Kościół wypracował całą kulturę wojny i wciąż napominał ludzi, żeby się do niej stosowali. Na wspomnianym soborze była mowa o tym, że ludzie powinni zachowywać „rozejm Boży” to znaczy unikać walki w okresach świątecznych. Na Soborze Laterańskim III w 1179 r. ustalono prawo o zachowywaniu pokoju: „Nakazujemy ponownie, aby prezbiterzy, mnisi, klerycy, bracia zakonni, pielgrzymi, kupcy oraz wieśniacy idący do pracy i wracający od swoich zajęć rolniczych, a także zwierzęta niosące ziarno na pola, mogli cieszyć się należytym bezpieczeństwem”.
Ten przepis to przecież obowiązek chronienia cywili podczas wojny! Kościół wprowadził go już w XII w., kiedy w nowożytności mówiła o tym dopiero IV konwencja genewska z 12 sierpnia 1949 r.! Poprzednie konwencje ograniczały się do nakazywania pomocy rannym żołnierzom, ochrony jeńców i tych cywili, którzy udzielali pomocy żołnierzom! W wiekach średnich ludzie mieli też prawo w razie niebezpieczeństwa schować się do kościoła lub na cmentarz, gdzie nikt nie miał prawa zrobić im krzywdy.
Średniowiecze kojarzy się nam z turniejami rycerskimi, które postrzegamy jako romantyczną rywalizację o uznanie lokalnej księżniczki. Kościół natomiast widział w nich zawsze przejaw niepotrzebnej przemocy. Między innymi papież Aleksander III na Soborze Laterańskim III potępił urządzanie turniejów: „Podążając śladami szczęśliwej pamięci naszych poprzedników, papieży Innocentego [II] oraz Eugeniusza [III], zakazujemy, aby odbywały się owe przeklęte jarmarki albo targi, pospolicie zwane turniejami, na które mają zwyczaj przybywać na wyznaczone sobie spotkania rycerze, aby walczyć ze sobą popisując się swoją siłą i lekkomyślną brawurą, co często prowadzi do śmierci ludzi i niebezpieczeństwa dla dusz”.
To wszystko świadczy o tym, że wbrew kłamstwom ludzi, którzy chcieliby widzieć w średniowieczu epokę, która nieustannie spływała krwią były to czasy znacznie bardziej humanitarne niż dzisiejsze.
Warto przy tym pamiętać, że na dawnych polach bitew udzielano pomocy nie tylko swoim, ale także wrogom, choć niekoniecznie wszystkim. Wynikało to także z tego, że za żywego, pojmanego rycerza można było dostać okup. W późnym średniowieczu rycerze mieli przy sobie sztylety, którymi dobijali umierających przeciwników. Nazywały się bardzo wymownie, bo „mizerykordia”, co po łacinie znaczy „miłosierdzie”.
Źródło: prawy.pl