Demokracja zwyciężyła

0
0
0
/

Na Ukrainie znowu zwyciężyła demokracja. Zwycięstwo nie jest jednak porażające z uwagi na to, że głosowało zaledwie 52 procent uprawnionych. To mniej więcej tyle samo, co i u nas, gdzie rozczarowanie demokracją z roku na rok narasta, wraz z przekonaniem, że wybory właściwie niczego nie zmieniają, ani w sytuacji kraju, ani w położeniu obywateli.

 

Dzieje się tak może nie dlatego, żeby wybory były z natury rzeczy nieskuteczne, co raczej z przyczyny, o której wspominał klasyk demokracji Józef Stalin. Józef Stalin wygłaszał na temat demokracji rozmaite spiżowe sentencje – między innymi i tę, że najważniejsze jest przygotowanie politycznej alternatywy dla wyborców. Dobrze przygotowaną alternatywę można poznać po tym, że bez względu na to, kto wybory wygra – będą one wygrane. Tak właśnie jest u nas, gdzie - chociaż do rządów dochodzi przemiennie albo obóz zdrady i zaprzaństwa, albo obóz płomiennych dzierżawców monopolu na patriotyzm – ustanowiony w 1989 roku przez generała Kiszczaka model kapitalizmu kompradorskiego nawet nie drgnie. A to właśnie on, a nie żadne wybory, determinuje sytuację naszego nieszczęśliwego kraju i położenie jego obywateli. Podobnie na Ukrainie; procedury demokratyczne są tam, a przynajmniej były dotychczas, jedynie parawanem skrywającym rządy „oligarchów”, którzy – podobnie jak w Polsce bezpieczniacy – dorobili się fortun na rozkradaniu państwa. Trudno wymagać, by nawet mało spostrzegawczy ludzie tego nie zauważyli, więc trudno też się dziwić, że prawie połowa nie pofatygowała się statystować przy „zwycięstwie demokracji”.

 

Teraz, zgodnie z innym spostrzeżeniem Józefa Stalina, że ważniejsze od tego, kto głosuje jest to, kto liczy głosy, Państwowa Komisja Wyborcza liczy i liczy. O ile najsampierw wyglądało na to, że najlepszy wynik uzyskał Blok Petra Poroszenki, obecnego prezydenta, co to kupił sobie polityczny przewrót, za który Ukraina zapłaciła rozbiorem,  drugi z kolei - Front Ludowy, tzw. Fołksfront premiera Arszenika Jaceniuka, a trzeci – Samopomoc mera Lwowa, Andrzeja Sadowego, to po przeliczeniu 22 procent głosów okazało się, że na pierwsze miejsce wysunął się Arszenik, prezydent Poroszenko spadł na miejsce drugie, a mer Sadowy jak był na trzecim, tak i na nim pozostał. Rozpoczęły się tedy rozmowy, które doprowadzą – miejmy nadzieję – do ostatecznego ustalenia hierarchii zwycięzców, a wtedy i Komisja Wyborcza będzie miała zadanie ułatwione i tak obliczy głosy, żeby było dobrze. Zatem wiadomo już, że ani prezydent Poroszenko, ani premier Arszenik nie zostaną wyznaczeni na kozłów ofiarnych, na których zwali się winę za utratę Krymu i uprzemysłowionych obwodów wschodnich. Na granicy balansuje Batkiwszczyzna Julii Tymoszenko, z którą Jarosław Kaczyński nie chciał założyć dynastii, a pod kreską znaleźli się banderowcy ze Swobody. Czyżby właśnie oni mieli zostać kozłem ofiarnym? Na to wygląda, bo nawet szajka zwolenników zbiegłego prezydenta Janukowycza uzyskała prawie 10 procent, a więc dwukrotnie więcej, niż Batkiwszczyzna pięknej Julii. A ponieważ piękna Julia odgrażała się prezydentowi Poroszence, że mu urządzi „drugi Majdan”, no to nie można wykluczyć, że Państwowa Komisja Wyborcza i Batkiwszczyznę umieści pod kreską tak samo, jak banderowska Swobodę bo jużci – bez banderowców żadnego Majdanu nikt nie urządzi. I o to właśnie chodzi – bo albo Majdany, albo demokracja. A przecież na Ukrainie miała zwyciężyć demokracja - no to i zwyciężyła.

 

Stanisław Michalkiewicz

 

© WSZYSTKIE PRAWA DO TEKSTU ZASTRZEŻONE. Możesz udostępniać tekst w serwisach społecznościowych, ale zabronione jest kopiowanie tekstu w części lub całości przez inne redakcje i serwisy internetowe bez zgody redakcji pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.

Źródło: prawy.pl

Polecane

Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną