Czy jesteśmy gotowi na apokalipsę zombie?

0
0
0
/

Byłem ostatnio na pokazie przedpremierowym nowego filmu Jima Jarmusha pt. "Truposze nie umierają" (The dead don't die) . Poprzednie filmy Jarmusha, jak "Broken flowers" czy "Paterson" uważam za bardzo dobre, przekonała mnie też fabuła - jest to czarna komedia opowiadająca o apokalipsie zombie na amerykańskiej prowincji. Film ten skłonił mnie do bardziej ogólnej refleksji.

Sam humor do mnie nie trafił, Jarmush nie słynie zresztą z komedii, a co najwyżej z dramatów przeplatanych ironią. Powiedziałbym nawet, że humor był dość ciężki. Przykładem jest hodowca bydła (prymityw, a jakże), który ma czapkę z napisem parafrazującym hasło Donalda Trumpa: "Make America white again" - "uczyńmy Amerykę znowu białą", czy firma kurierka "Ops" zamiast "Ups".

Przyznać trzeba jednak, że obraz amerykańskiej prowincji sprzed lat został wiernie odtworzony. Mały amerykański bar, muzyka country, relacje międzyludzkie wydają się dobrze oddawać starą Amerykę. Jarmush bardzo powoli rozwija akcję, śmiejąc się trochę z dawnych i współczesnych Stanów, z własnej twórczości, a także bawi się formą. Tak, jak wspomniałem, choć doceniam te zabiegi, osobiście się znudziłem, bo nie zobaczyłem nic odkrywczego w tym filmie.

Przyszła mi jednak do głowy w pewnym momencie myśl, że chcąc nie chcąc, Jarmush zaprezentował jedną ważną cechę Amerykanów - gotowość do bronienia własnego życia, majątku i kraju. Kiedy rozpoczyna się apokalipsa zombie, po pierwszym zdziwieniu, mieszkańcy sięgają po broń, każdy po to, co ma - pistolet, strzelbę, sztucer. Zagrożenie pozostaje tylko i aż zagrożeniem. Nieważne, czy to nadchodzą komuniści, terroryści, zombie, kosmici, skoro chcą nam zrobić krzywdę, musimy się bronić. Jest to reakcja na wskroś rozsądna.

I chociaż broń nie wystarcza mieszkańcom Centerville, aby siebie ocalić, to jednak giną oni w walce. Ostatnia kulminacyjna scena, choć humorystyczna, oddaje stary amerykański mit, amerykańskie termopile - Alamo - obrony do samego końca, pomimo przeważajcych sił wroga.

Myśl ta nasunęła mi inną, a mianowicie, że Amerykanie są gotowi na apokalipsę zombie, ale Polacy już niekoniecznie. I nie tylko dlatego tak jest, że należymy do jednego z najbardziej rozbrojonych narodów w Europie, a przeciętny Polak ma do dyspozycji najwyżej dawno stępiony kuchenny nóż. Chodzi o dużo głębszy problem: Polacy w większości nawet nie chcą mieć broni i zapewne nie kupiliby jej nawet gdyby była legalna i łatwo dostępna.

Wielu Amerykanów trzyma w swoich domach imponujące arsenały i choć można w tym dostrzegać przesadę, niepotrzebny zbyt lub nawet obsesję, to jednak jest to związane też z pewnym naturalnym pragnieniem obrony siebie, własnej rodziny i kraju. To pragnienie w Polsce było przez dziesiątki lat zagłuszane - najpierw przez zaborców, potem przez nazistów, w końcu przez komunistów. W III RP także. Dostęp do broni jest obecnie bardzo ograniczony, a jej zwolenników przedstawia się jako fanatyków.

Tymczasem pierwszą rzeczą jest wzbudzenie w sobie naturalnego odruchu zabezpieczenia siebie i swoich najbliższych. Nie wiemy, co się wydarzy. Może w najbliższym czasie nie będzie apokalipsy zombie, ani najazdu kosmitów. Może nawet na naszych ulicach nie pojawiają się zielone ludziki ani terroryści (choć pojawiają się niedaleko od Polski). Ale może ktoś kiedyś ktoś załomocze nocą do naszych drzwi i nie będzie czasu wzywać policji. Wciąż aktualne są słowa Władysława Broniewskiego, choć dziś nie do zrealizowania (na razie):

Kiedy przyjdą podpalić dom,
ten, w którym mieszkasz - Polskę,
kiedy rzucą przed siebie grom,
kiedy runą żelaznym wojskiem
i pod drzwiami staną, i nocą
kolbami w drzwi załomocą -
ty, ze snu podnosząc skroń,
stań u drzwi.
Bagnet na broń!

Źródło: Michał Krajski

Najnowsze

Sonda

Wczytywanie sondy...

Polecane

Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną