Rewolta Gowina doprowadzi Polskę do politycznego chaosu?

0
0
0
/ Radek Pietruszka/PAP

Nie dość, że musimy żyć na co dzień z zarazą, która wywróciła nam świat do góry nogami, to jeszcze opozycja serwuje nam męczący i stresujący spektakl pn. wybory prezydenckie.

 Do różnych dziwnych posunięć opozycji zdołaliśmy się już przyzwyczaić: do przeróżnych wpadek Małgorzaty Kidawy-Błońskiej, do jej bojkotu wyborów późniejszym powrotem na arenę wyborczą, do z pozoru konsolidacyjnych gestów Władysława Kosiniaka – Kamysza, do ordynarnej i agresywnej polityki Włodzimierza Czarzastego, lidera Lewicy. Zjednoczoną Prawicę postrzegaliśmy jako stały wspólnie pracujący blok polityczny, który wygrał wybory parlamentarne w ubiegłym roku.
W tym pozornym monolicie niepokój zasiał wicepremier Jarosław Gowin szef Porozumienia.  Jeżeli w jego pierwszej turze działań można było się jeszcze dopatrzyć logiki, to późniejsze jego posunięcia muszą budzić jedynie niesmak. 

Gowin sprzeciwił się majowemu terminowi wyborów, argumentując początkowo, że w tym terminie w okresie pandemii są niebezpieczne. Proponował przełożenie ich na dwa lata i tym samym przedłużenie kadencji prezydenta Andrzeja Dudy o taki sam okres, bez możliwości reelekcji. PiS z pewnymi oporami zgodził się na taką koncepcję. Tylko, że do jej realizacji potrzebna jest zmiana Konstytucji, na którą w obecnym parlamencie nie ma szans. Opozycja zdecydowanie postawiła Gowinowi veto, a on sam na konferencji prasowej dowodził, że wprowadzenie stanu wyjątkowego jest bardzo niebezpieczne dla gospodarki, bo wiąże się z płaceniem zagranicznych koncernom ogromnych odszkodowań.  Rozumując logicznie sprawa powinna na tym etapie umrzeć śmiercią naturalną. Ale nie dla Gowina, który rozpoczął niezrozumiałą grę.

Zaczęły się jego spotkania, a to z Borysem Budką, a to z Kosiniakiem- Kamyszem i Kukizem, które oprócz siania niepokoju nie przyniosły nic nowego. Spotkania z opozycją są nadal bardzo ogólnikowe. Padają jedynie zapewnienia o dobrej atmosferze rozmów.
Jeden z kuluarowych gowinowców mówi, że spotkania z przedstawicielami PO uświadomiły im, w jakim kryzysie tkwi Platforma. ”Banda amatorów, żadnej koncepcji, projekt Budki wskazujący na nieznajomości Konstytucji”, a Gowin potrzeby jest im jedynie jako pomocnik w rozwalaniu planów PiS dotyczących wyborów majowych. Paweł Kukiz natomiast stwierdził po spotkaniu, że oba ugrupowania mają inne poglądy w kwestii wyborów.  Lewica nie chciała spotkać się z Gowinem. Co w takiej sytuacji ma do wygrania partia Gowina z jej liderem i dwoma wspierającymi go posłami – Michałem Wypijem i Kamilem Bortniczukiem? Lider PSL-u wypowiada się o porozumieniu z partią Gowina bardzo ostrożnie, bo w konsekwencji nie wiadomo nawet na ile głosów w parlamencie można z ich strony liczyć. Zupełnie absurdalne stają się rozmowy Gowina z Budką. Tak jak mówi Piotr Semka – „Mniejszościowa grupa w obozie władzy negocjuje z coraz bardziej słabą i mniejszościową grupą w obozie opozycji w sprawie zmian, które wymagają większości konstytucyjnej w Sejmie”.
Długoplanowo patrzy na to lewica z Czarzastym na czele. Liczą oni na rozpad PO i przejęcie po niej lewicowego elektoratu oraz podarowaniu PSL-owi części konserwatywnej.


Do czego w konsekwencji doprowadzi rewolta Gowina na dziś nie wiadomo.  Na ile głosów może on liczyć podczas najbliższego glosowania w Sejmie, gdy marszałek Senatu łaskawie prześle zapewne odrzucony projekt  wyborów korespondencyjnych w maju. Jedni mówią, że Gowin może liczyć na trzy głosy, inni, że na dziesięć. Adam Bielan zapewnia, że będzie namawiał kolegów do cofnięcia się przed destabilizacją większości sejmowej.


Jak zawsze w takiej sytuacji pojawiają się przeróżne doniesienia o rzekomych planach szefa Porozumienia.  Mówi się, że ten cały plan inspirowany jest przez Michała Kamińskiego obecnie senatora z ramienia PSL, który marzy o wejściu znów w większą politykę i odegraniu się zarówno na PiS-ie jak i na Platformie.  A cała awantura wokół majowych wyborów to jedynie zasłona dymna. Rzeczywisty plan podobno zakłada budowanie nowej formacji politycznej na gruzach PO. Miało by powstać nowe „centrum” połączone z Czarzastym i Zandbergiem. Pierwszy punkt tego planu to wybranie Gowina na marszałka Sejmu, drugi – utworzenie rządu technicznego z Michałem Kleiberem na czele, a trzeci, o którym się już nie mówi ,to ogólna destabilizacja państwa w tak trudnym okresie zarówno zdrowotnym jak i gospodarczym.


Patrząc na to trzeźwym okiem, wydaje się absurdalne, aby z pełną odpowiedzialnością gotować taki scenariusz narodowi, który w ubiegłym roku wybrał obecne władze i który w przeważającej większości nadal jej ufa. Czy Jarosław Gowin z kolegami z opozycji planuje nam następną „nocną zmianę” i przejście do historii jako kolejny zdrajca, wpatrzony jedynie w możliwość zrobienia wątpliwej osobistej kariery? Jak dotąd był dopieszczany przez obóz rządzący nieproporcjonalnie do swoich możliwości. Najnowsze badanie, które przeprowadziła pracownia Social  Changers mówią, że zaledwie 2 proc. wyborców zagłosowało by na Porozumienie, 4 proc. na Solidarną Polskę, a 87 proc. na PiS.


Z prawdziwymi ocenami trzeba się wstrzymać do 7 maja, czyli do glosowania sejmowego nad ustawą dotyczącą korespondencyjnych majowych wyborów. Gdy  polityczny chaos zostanie zażegnany, odetchniemy z ulgą, a gdy przybierze dalsze etapy do zarazy koronawirusa dojdzie nam jeszcze zaraza polityczna.

Iwona Galińska

 

Źródło: redakcja

Najnowsze

Sonda

Wczytywanie sondy...

Polecane

Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną