Media społecznościowe poszły na wojnę z Trumpem

0
0
0
/

Prezydent Donald Trump za pomocą jednego podpisu udowodnił, że Internet ma szanse na inne oblicze. Marksistowscy ideolodzy obawiają się tego, bo to zagraża ich wizji komunikacji. Zanik cenzury ideologicznej łączy się z szeregiem interesów ekonomicznych, a także przekonaniem o potrzebie zbudowania lewicowego świata.

Dla redaktor Makeny Kelly posunięcie Trumpa uderza w Google, Twitter, a także Facebook, czyli między innymi w głównych orędowników gender w sieci. Sekcja 230 spędza sen z oczu nie dlatego, że zmieni Internet ale rodzi precedens. Ogranicza samowolę mediów społecznościowych jako wyznaczników tego, co jest Prawdą. Zdaniem redaktor Chris Megerian z Los Angeles Times wskazuję, że szereg ustaw podpisanych przez Donalda Trumpa nie miało w rzeczywistości większego znaczenia. Martwi się, że ta jednak pozwoli na uzyskanie podstawy prawnej do pozywania platform. Zarazem uważa, że odpowiedzią Facebook, Twitter, czy Google może być blokowanie treści pozbawionych źródeł, a tym samym na przykład komentarzy prezydenta USA.

Twitter już ogłosił, że następuje zagrożenie przyszłości wypowiedzi i wolności w sieci. Ekspert ze Stanford Daphne Keller uważa, że cały projekt wygląda jej na „sztorm zalewających bezmyślnością tweetów”. Przedstawiciel Demokratów Nancy Pelosi sądzi, że „biznes firm opiera się na robieniu pieniędzy w zamian za prawdę i fakty”. Stwierdzenie z ustawy podpisanej przez Trumpa „platformy online są zaangażowane w selektywną cenzurę szkodzącą narodowemu dyskursowi (…) Twitter dziś selektywnie decyduje o umieszczaniu ostrzegawczych etykiet”. Takie sformułowania uderzają w praktyki platform, bo stawiają je w ramach prawnych. Odpowiedzią Twitter jest oznaczanie wypowiedzi Donalda Trumpa jako „potencjalnie wprowadzające w błąd”.

Rozpoczęła się wojna o odzyskanie kontroli nad cenzurą. Platforma ukazała, że za pomocą dodawania etykiet wpływa na odbiór społeczny pandemii koronawirusa i po cichu kształtuje wzorce myślenia odnośnie głosowania za pomocą amerykańskiej poczty. Chociaż końcem maja 2020 Donald Trump podpisał ustawę już miesiąc wcześniej między innymi redaktor Will Chamberlain budował grunt dla umocnienia cenzury. Wskazywał, że dostęp do platform „jest prawem obywatelskim”. Kryje się w tym pułapka, bo na takiej samej podstawie blokowanie forów darknet handlarzy bronią, narkotykami, czy materiałami obywatelskimi jest negowane. Chamberlain odwoływał się do „prostego przypadku moralności”. Odrzucanie treści na rzecz rodziny ku promocji homoseksualizmu i gender, promocja aborcji, czyli zabójstwa dzieci nienarodzonych, czy ochrona głosu chrześcijan w tak rozumianej moralności się jednak nie mieści.

Na łamach The Guardian Tom McCarthy wskazuje, że Mark Zuckerberg odcinania się od twierdzeń, że Facebook nie będzie „arbitrem prawdy”. Historia wcześniejszych dokonań i licznych usunięć treści przeczy temu. Wypowiedź Zuckerberga dla Fox News ma inny sens, jaki jest system wartości używany do oceny rzeczywistości i wyciągania wniosków do działań. Już teraz pojawił się zdaniem redaktor Casey Newton przeciek od grupy pracowników Facebook przekonanych, że Trump stanowi zagrożenie przemocą. Wicedyrektor Monika Bicket odpowiedzialna w Facebook za zarządzanie globalnymi zasadami uważa, że w sprawie głosowanie korespondencyjnego w USA platforma musi zająć neutralne stanowisko. Uważa, że „Facebook nie powinien być w biznesie weryfikowania co powiedzą  politycy w kontekście debaty publicznej”.

Zarazem jak w 2017 Mark Zuckerberg zaprezentował wizję bliską cyfrowej tożsamości i netizen w którym „zarządzanie społecznością” (po angielsku zarządzanie i rząd brzmią bardzo podobnie do siebie) stanowiło jeden z wątków nie budziło to żadnych wątpliwości. Takie postulaty w kontekście spraw międzynarodowych ocierały się jednak o politykę. Na łamach The Wall Street Journal Jeff Horwitz i Deepa Seetharaman wskazali, że stosowane przez platformę algorytmy dzielą użytkowników. Oznacza to nic innego, jak tworzenie sytuacji w którym jednoczenie ludzi przez sieć nie istnieje. Prezentacja firmy z 2018 wskazała, że stanowi on nic innego, jak odtworzenie jak działa ludzki mózg dla przykuwania ludzi na platformę na dłużej. Redaktor Tony Romm na łamach Washington Post twierdzi, że chodzi o cenzurę polityczną. W rzeczywistości mowa o tym, jaki świat jest dopuszczony do zaistnienia w sieci. Czy będą to pełne piękna obrazy dawnych mistrzów, czy prześmiewcze memy. Czy będą królowały wartości, czy marksizm.

Jacek Skrzypacz

 

 

Źródło: Jacek Skrzypacz

Sonda

Wczytywanie sondy...

Polecane

Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną