„Polska musi zginąć!” - krzyk podczas marszu ukraińskiego w Przemyślu

0
0
0
/

polska_ukrainaOd prowokacyjnego zachowania wobec Polaków nad Sanem nie powstrzymali się uczestnicy marszu z okazji „Święta ukraińskiej pamięci narodowej”. Wrażliwość naszych rodaków nie ma dla nich znaczenia. Nacjonaliści ukraińscy upominają się wyłącznie o swoją.

Mieszkańcy Przemyśla byli już świadkami rozmaitych prowokacji ze strony ukraińskich nacjonalistów. Jednak każdy ich protest może zostać przedstawiony jako przejaw polskiej nietolerancji. Chętnie pisze o tym, jak to zwykle bywa - Gazeta Wyborcza. Nie inaczej stało się teraz. Ponieważ na tego rodzaju marszach na Nadsaniu bardzo często pojawia się prowokacyjna symbolika baderowska - grupa Polaków zorganizowała kontrprotest. W przeszłości można było na podobnych marszach zobaczyć czerwono-czarne flagi, które są znakiem banderowskich ludobójców polskiej ludności cywilnej. Występowały też czerwono-czarne soroczki (czyli ukraińskie koszule ludowe), jakie różnią się od normalnej białej odmiany strojów ukraińskiego folkloru. Bez żenady paradował też w mundurze stary członek UPA, który nie przejmował się niestosownością swojego stroju. Wielokrotnie też ukraińska orkiestra wojskowa, która jest specjalnie do Przemyśla sprowadzana - gra „Czerwoną kalinę”, jako partyzancką piosenkę UPA (!).

Biorąc te wszystkie fakty pod uwagę, naturalnym odruchem obronnym był protest grupki rodaków przeciwko takiemu charakterowi święta. Nacjonaliści ukraińscy, którzy dostają białej gorączki na wspomnienie o polskim Lwowie - uważają Przemyśl (który nie był tak ukraiński jak Lwów polski) za swoje miasto. Ostatnio nawet padło w ukraińskich mediach elektronicznych określenie, iż jest to „stolica” polskich Ukraińców. Trudno się dziwić, bowiem stałą polityką ukraińską w mieście są starania o oddawanie im rozmaitych budynków, których posiadają w mieście już kilkanaście. Swego czasu w ukraińskiej prasie lansowano nawet operację „powroty” (przesiedlonych w operacji „Wisła”). Pisano również o potrzebie przywrócenia ukraińskiego charakteru miasta (Sic!), choćby to dla Polaków miała być gorzka prawda (1997). O Przemyśl upominał się na łamach Rzeczpospolitej rzecznik Prawego Sektora Andrij Tarasenko (2014). Podobnie grupa ukraińskich parlamentarzystów wobec delegacji polskich profesorów w Kijowie. „Przywrócenia ukraińskich ziem” w ukraińskie granice domagali się także ludzie zebrani podczas gigantycznego wiecu we Lwowie (2011).

W Przemyślu miejscowi nacjonaliści ukraińscy starają się opanować również tamtejszy handel, bądź wykupować kolejne budynki czy grunty. Niestety wszystko zawsze mogą określić jako rosyjską prowokację i wykpić się od odkrytej niekiedy przez Polaków rzeczywistości. Rosjanie w sprawach stosunków polsko-ukraińskich robią rzecz jasna swoje, bo nacjonalizm ukraiński zawsze w długofalowej polityce jest dla nich idealny do wykorzystania. Ta dziwna symbioza i napięta sytuacja - powoli sprawiają, iż mieszkańcy Przemyśla zaczynają być przerażeni. Trudno jest też przeciętnemu Polakowi zrozumieć dlaczego jego rodacy na Ukrainie - zazwyczaj wegetują, a mniejszość ukraińska w Polsce, w teorii państwie bogatszym, ustabilizowanym ma w rekach takie narzędzia majątkowe. Powinno być raczej odwrotnie.

Sytuacja przed samym marszem, który ma przemyskich Polaków przytłoczyć i pokazać siłę miejscowego Związku Ukraińców w Polsce już od kilku dni była napięta. Dla paradoksu trzeba podkreślić każdorazowe zachowanie ukraińskich nacjonalistów przed 11 lipca. Przed każdą rocznicą zbrodni ludobójstwa na Polakach, dokonanej przez OUN-UPA – kultywujący spuściznę tych organizacji usiłują wykazać, że teraz jest na to niewłaściwy czas. Za to każdy czas jest właściwy na ich prowokacyjne działania wobec Polaków. Aż dziw bierze, iż w trakcie kolejnej gorącej dyskusji o „niewłaściwym czasie” i „wrażliwości Ukraińców” pozwolono sobie na przemyski marsz. To kolejne potwierdzenie, iż wyżej wymienione argumenty nie są szczere, służąc wyłącznie jako pałka na przeciwników. Pod linkiem https://www.youtube.com/watch?v=H2j31f06NEk prezentujemy Państwu film z portalu Youtube. W jego 45 sekundzie, jeden z maszerujących Ukraińców krzyczy wobec protestujących przeciw banderyzmowi Polaków: „Jeszcze Polska nie zginęła ale musi zginąć [...]”.

Nie tak dawno, gdy było o podobnej sentencji głośno została ona napisana z zamienionymi ostatnimi wyrazami: „Jeszcze Polska nie zginęła ale zginąć musi, jeszcze Polak Ukraińcowi buty czyścić musi”. Wystukała to zdanie niegdyś młoda nacjonalistka Zoriana Konowalec na portalu społecznościowym, co wzbudziło konsternację i skandal. Ujawnił to wtedy Tomasz Maciejczuk. Tutaj również ukraiński uczestnik usiłuje tę frazę dokończyć „Jeszcze Polak [...]”, ale jest za chwilę zostaje zagłuszony przez głośny okrzyk i skandowanie przez Polaków: „Polska – antybanderowska”. Co ciekawe, to na tym samym materiale filmowym słychać wyraźnie, kiedy wcześniej maszerujący prowokują Polaków skandowanym hasłem: „Sława Ukrajini – Herojam sława”.

Wiadomo, iż każdy świadomy pochodzenia tego okrzyku wie, iż nie jest to wbrew pozorom odpowiednik zawołania „Niech żyje Polska”. Można by dyskutować co do pierwszej części hasła, czy jest banderowskie, czy zostało przejęte przez OUN, niczym swastyka przez niemieckich nazistów (Czy to jednak cokolwiek zmienia?). Nie ma to najmniejszego znaczenia, bowiem odzew „Herojam sława” jest bez żadnej wątpliwości wymyślony przez banderowców. Dokładnie tak jak przez melnikowców ich charakterystyczna odmiana odzewu na to samo hasło „Wodzowi sława”. Wszyscy, którzy usiłują wmówić Polakom, że to nic takiego oraz rozprowadzający brednie, że neobanderyzm jest bardziej antyrosyjski niż antypolski, albo się na sprawie nie znają (lecz czują usilną potrzebę wyrażenia własnego zdania), albo mają złą wolę.

Nie może być bardziej antyrosyjskim ruch, jakiego korzenie oparte są o postacie, które większość swego życia poświęciły na zwalczanie polskości, a nie sowietów. Ci ostatni używając metod państwa totalitarnego szybko ich zniszczyli. Nie mogła tego uczynić tak skutecznie i szybko Polska międzywojenna, ponieważ jej urzędnicy posługiwali się regułami praworządnego państwa. Zresztą nieustannie, tak jak i dziś chcieli Ukraińców do siebie dobrze nastawiać, także nacjonalistycznych, co skończyło się tragicznie. Od czasu do czasu, gdy liberalna polityka doprowadzała do katastrofy - siły II RP musiały interweniować. A to z kolei stało się powodem oskarżeń przeciw międzywojennej Polsce, które trwają do dziś. W ten sam sposób każde ustępstwo, uczynione w III RP i delikatne empatyczne zachowanie władz - nigdy nie będzie przez nacjonalistów ukraińskich docenione.

Przeciwnie wręcz - zostanie wykorzystane każde potknięcie, nawet związane z realizacją ustępstw. A to dlatego, że adresatem naszych poczynań nie powinni być nacjonaliści ukraińscy, lecz Ukraińcy. A ci ostatni winni wiedzieć, że przyjęcie przez każdego z nich nacjonalizmu ukraińskiego wiąże się z ostracyzmem. Dotychczas tak nie było. Istniała presja, by pozwalać na promocję neobanderowskich poglądów u naszych sąsiadów. Nawet teraz niektórzy usiłują nas przekonać, że sympatia do Polaków na bliskiej Zachodniej Ukrainie nie wiąże się z porównaniem sytuacji wolności i bogactwa przodków tu i w sowietach. Nie wiąże się według nich z możliwością godziwszego zarobku w kraju, którego mieszkańcy władają podobnym językiem i zawsze byli kulturowo bliżsi Ukraińcom niż inni. Ma się ona rzekomo wiązać z sympatią do Bandery (Sic!).

To dość głupie kłamstwo. Albowiem ludzi nie obchodzi przecież Bandera, Szuchewycz, UPA itp. Ukraińcy znają ich co najwyżej powierzchownie, niewiele o nich nie wiedząc. Zwykłych ludzi obchodzi w pierwszym rzędzie - godne ludzkich warunków bytowanie dla rodziny. Nie znaczy to, że nie interesują ich inne kwestie polityczne, ale to właśnie godnych warunków bytu pozbawiały ich dotychczasowe władze. Obecne chcą robić to samo i dać im do ręki jako zabawkę neobanderyzm. To - prędzej czy później doprowadzi do fatalnych stosunków z Polakami, a może nawet do tragedii. Ukraińscy nacjonaliści wiedzieli doskonale, że przedwojenny sejm mimo powołania komisji śledczej nie wyciągnął konsekwencji wobec pierwszych przypadków ukraińskich zbrodni wojennych po I wojnie światowej (obok równie licznych podówczas przypadków rycerskiej walki z obu stron). Mordowanie okazało się więc w interpretacji ukraińskich nacjonalistów opłacalne i skuteczne. Dokonali więc zbrodni na wyższą skalę.

Czy zatem wszyscy ci w Polsce, którzy chcą, by o okrutnym masowym ludobójstwie nawet teraz zapomnieć, wraz z jednoczesnym pozwoleniem na rehabilitację ideologii OUN-UPA, są, aby świadomi do czego się przyczyniają? Czy wraz z koncesją na rozplenianie banderyzmu (jako jednoczącego naród ukraiński) nie widzą jednocześnie niebezpieczeństwa w chęci zapełniania setkami tysięcy Ukraińców miejsc po Polakach, którzy wyjechali na Zachód? Byłby to dobry pomysł, gdyby nie fakt, że te połączone czynniki przyniosą na terenie Polski wypełnionej wielomilionową społecznością ukraińską katastrofalne skutki. Na razie Ukraińców jest ok. miliona i nie przywiązują wagi do OUN-UPA. Jednak sonduje się możliwość sprowadzenia kolejnych milionów. Planuje się to wraz ze zgodą na fakt, uczenia się młodych pokoleń na wzorach osób, które Polski i Polaków zoologicznie nienawidziły.

Boimy się terroryzmu kolejnych grup ludności muzułmańskiej, którą Niemcy i UE chciały nam przydzielać. Jednak czy nie widzimy niebezpieczeństwa w terroryzmie, z którym już międzywojenna Polska miała do czynienia? Nawet wtedy podkręcały ją obce wywiady: niemiecki, sowiecki, litewski, od czasu do czasu, w zależności od dwustronnych stosunków, także czechosłowacki. Czy teraz tak trudno jest zobaczyć, że wypadku nieskutecznego osiedlenia w Polsce muzułmanów ukraińscy nacjonaliści są w Polsce planem B państw ościennych? Czy tak ciężko wyciągnąć wnioski, że neobanderowska działalność destabilizująca Polskę da im analogiczne możliwości, jak przed wojną? Czy to niemożliwe, by zrozumieć, że desperacja Polaków może ich skłonić do szukania pomocy u sąsiadów?

Dokładnie tak stało się na Wołyniu. Mordowana ludność polska starała się prosić o pomoc zarówno Niemców, jak i sowietów. A obaj okupanci realizowali dzięki temu własne cele. Nacjonaliści ukraińscy to doskonały rozsadnik, zdolny do wszystkiego. Bo choć wyjątkowo głupi w swoim fanatyzmie, jednak sprytnie wykorzystują naiwność i są sprawni w zagłaskiwaniu dla dezorientacji. Niektórzy z polskich klakierów ich stwierdzeń w ogóle nie mają pojęcia, iż są ofiarami manipulacji i wykorzystania. Trudno to jednak powiedzieć o Gazecie Wyborczej, która tak samo, ręka w rękę z Wirtualną Polską - opisały incydent w Przemyślu, jako atak na spokojnych Ukraińców zebranych dla celów modlitwy i upamiętnienia. Jest tam mowa o zaatakowaniu jednego z uczestników i rozerwaniu mu koszulki. Nigdzie nie wspomina się, że koszulka ta była banderowską wersją ukraińskiej soroczki, toteż miała wobec ludzi posiadających wiedzę charakter prowokacyjny.

Polacy nie pozostali na nią obojętni. I o to toczy się właśnie na scenie politycznej gra: o brak wiedzy, lub jej posiadanie - tak wśród Polaków, jak i Ukraińców. Dlatego tak ważne jest, jak skutecznie państwo polskie zajmie się jej propagowaniem, a może będzie chciało wyłącznie odhaczyć problem? Czy uchwalona zostanie ustawa - jako akt stanowiący prawo - czy zwykła słaba uchwała mająca znaczenie jedynie honorowe? Czy wprowadzi się do prawa karnego zakaz propagowania banderyzmu, który jest przecież radykalną odmianą nazizmu, czy też parlamentarzyści będą udawali, iż wszystko w porządku? Na Ukrainie nikt nie miał oporów, by wprowadzić prawo odwrotne, związane z karaniem osób mówiących prawdę, niezależnie od ich obywatelstwa. Jeśli nam wmawiano, iż ta skandaliczna ustawa rzekomo nie jest przeciw Polsce, to czy ofiary OUN i UPA nie zasługują co najmniej także na ustawę? Czy nie bezczelnością jest mówienie, że nawet słaba uchwała to cios dla chwiejącej się Ukrainy?

Na Ukrainie neobanderowcy plują bezkarnie Polakom w twarz, a u nas w kraju wielu ludzi publicznych w dość dziwny sposób ogląda się na ich reakcję, dziwnie się jej bojąc. Można by zadać pytanie: o co tu chodzi? Jednocześnie trudno oczekiwać czegokolwiek od parlamentu ukraińskiego, który non stop chce uczcić kogoś, kto mordował Polaków samodzielnie bądź z udziałem Niemców. Czy można bowiem oczekiwać czegokolwiek, gdy takim sprawom i prowokacjom nie udaje się organom naszych władz państwowych zapobiegać w naszych własnych granicach? W rejonie Przemyśla wyrastały jak grzyby po deszczu (na szczęście „samousuwające się” jak to ujął poseł Kukiz'15 Wojciech Bakun) nielegalne pomniki ludzi z organizacji mordującej masowo Polaków. Podobnie jest z marszami - jak ten który dopiero co odbył się w Przemyślu. Relacje z zaistniałych wydarzeń ilustruje się w mediach niemal tak jak w kawale o sowieckich wiadomościach powtarzanym za PRL: Wojska chińskie zaatakowały za pomocą karabinów, moździerzy i granatów spokojnie pracujący w polu „radziecki” ciągnik. Ciągnik odpowiedział ogniem rakietowym i odleciał w kierunku Moskwy.

Otóż odtwarzał się mi on w pamięci, za każdym razem, gdy czytałem wiadomości z Gazety Wyborczej i Wirtualnej Polski. Pierwsze medium cytowało Marię Tucką, znaną działaczkę Związku Ukraińców w Polsce, drugie samego prezesa, znanego negacjonistę wołyńsko-małopolskiego Piotra Tymę. Nikomu z dziennikarzy nie przyszło nawet do głowy, by zasięgnąć opinii z przeciwnej strony tj. Polaków, którzy w tym temacie mogą cokolwiek wiedzieć. O tym, by zapytać się kogoś z protestującej grupy o powody ich wystąpienia oraz podarcia koszulki „biednemu”, „niewinnemu” neobanderowcowi, nie ma nawet co marzyć. Z tego samego powodu nie mogła przez sito medialne przejść wiadomość o okrzyku jednego z uczestników, iż Polska musi zginąć. Łatwiej jest zrobić ofiarę z tego, który z własnej pychy, buty i głupoty wziął na marsz neobnaderowską soroczkę. Wiadomości rodem z PRL-owskich mediów, tyle że kłaniają się już innym rejonom niż moskiewski, przynajmniej oficjalnie.

Co raz częściej, po referendalnej decyzji o wyjściu Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej ludzie prześmiewczo mówią o tym, że Niemcy chcą zrobić z Polski Generalną Gubernię. Względnie fraza ta funkcjonuje w formie, albo IV RP, albo IV Rzesza – wybór należy do Ciebie. Cieszą mnie te żarty, tylko czy ktokolwiek przypomni sobie jaką rolę w GG pełnili ukraińscy nacjonaliści w służbie niemieckiej? Jaka może być ich decyzja? Czy pomimo swoich deklaracji pójdą z Polakami, których nienawidzili ich „bohaterowie” na pomnikach, czy może z Niemcami, z którymi pomnikowi „bohaterowie” mieli tradycyjną kartę współpracy? Tak współpracy, mniej lub bardziej otwartej, z kłótniami, czasem krótkotrwałymi konfliktami (jak na przełomie czerwca/lica 1941) i „podstołowej”, czasem bezpośredniej - ale zawsze współpracy. A historia jako nauka złośliwa lubi się powtarzać. Kto nie jest na to przygotowany ten może zginąć niczym ślimaczek pod jej kosiarką.

 

Źródło: prawy.pl

Sonda

Wczytywanie sondy...

Polecane

Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną