Zwolennicy polityki multi-kulti oraz wspierające ich demoliberalne i lewicowe media wyśmiewają obawy wszystkich tych, którzy twierdzą że poprzez wzrost demograficzny oraz niekontrolowaną imigrację można do tego stopnia zmienić etniczne oblicze danego obszaru. Do tego stopnia, że ludność napływowa przejmuje pełnię władzy politycznej, a miejscowi stają się ludźmi drugiej kategorii. Tego typu rozważania uważa się za teorie mocno spiskowe i nie mające poparcia w rzeczywistości. Czyżby? W przypadku gdy w pięć lat nastąpił wzrost liczby muzułmanów w Niemczech o ponad jedną trzecią to nie jest początek ekspansji?
Jak podał Federalny Urząd Migracji i Uchodźców (BAMF) w pięć lat w Niemczech nastąpił wzrost liczby muzułmanów o około jedną trzecią! Liczba muzułmanów mieszkających w Niemczech wzrosła od 2011 roku o 1,2 mln do około od 4,4 mln do 4,7 mln - napisano w raporcie Federalnego Urzędu Migracji i Uchodźców (BAMF). Podczas częściowego spisu ludności w roku 2011 wyznanie muzułmańskie zadeklarowało od 3,8 do 4,3 proc. mieszkańców teraz jest to od 5,4 do 5,7 proc. ludności Niemiec. Dodajmy, że są to dane mocno szacunkowe. W ciągu ostatniego roku przybyło do Niemiec ok. 1,1 mln nielegalnych imigrantów. W większości z Bliskiego Wschodu i Afryki Północnej. W zdecydowanej większości muzułmanów. Co więcej nie są to już tylko Turcy. - Życie muzułmańskie w Niemczech staje się bardziej różnorodne - powiedział szef MSW Thomas de Maiziere. Co w przełożeniu z języka politycznego na potoczny oznacza, że znacznie zmalał odsetek muzułmanów pochodzących z Turcji, ale nastąpił i to głównie na skutek niekontrolowanej imigracji gigantyczny wzrost liczby Arabów, Bośniaków i Albańczyków (zarówno z Kosowa, jak i w mniejszej liczbie z Albanii), a w mniejszym stopniu Afrykańczyków, Afgańczyków i Pakistańczyków. W dodatku mieszkańcy Bundesrepublik jakoś nie dowierzają sondażom i twierdzą, że jest ich znacznie więcej. Z opublikowanego w środę 14 grudnia sondażu instytutu Ipsos wynika, że rzekomo subiektywne oceny Niemców dotyczące liczby muzułmanów znacznie się różnią od ich rzeczywistej liczby. Uczestnicy ankiety byli przekonani, że w ich kraju mieszka 21 proc. wyznawców islamu, czyli niemal czterokrotnie więcej niż w rzeczywistości. Cóż to da się obiektywnie wytłumaczyć. Otóż "uchodźcy" przebywają głównie w większych miastach, a ponieważ nie pracują więc są bardzo widoczni na ulicach. Co więcej są agresywni, roszczeniowi i praktycznie całkowicie bezkarni. Policja próbuje tuszować nie tylko napady z bronią w ręku i rabunki, ale także nawet tak groźne przestępstwa jak gwałty (w tym, co jest szczególnie bulwersujące na osobach nieletnich).
Blisko pięć milionów muzułmanów w Niemczech nie wydaję się jeszcze poważnym zagrożeniem dla blisko 90-milionowego państwa. Jednak już taka liczba powoduje ogromne problemy społeczne. Od gigantycznego wzrostu środków na świadczenia socjalne po ogromny wzrost przestępczości. Niemcy zaczynają to coraz bardziej odczuwać na swojej skórze. Kiedy liczba ludności napływowej przekracza 5 proc. staje się ona widoczna i powoduje to szereg konfliktów. Dotyczy to nie tylko Turków w Niemczech, czy Algierczyków we Francji, ale także Polaków w Wielkiej Brytanii, czy Ukraińców w Polsce. W dodatku, gdy te pięć procent w przeciwieństwie do Polaków, czy Ukraińców nie chce pracować i jest skrajnie roszczeniowe oraz bardzo agresywne jak to jest w przypadku przybyłych do Europy Arabów prowadzi to poważnego konfliktu z ludnością miejscową.
O tym, że są oni najeźdzcami świadczy znany od tysięcy lat fakt - najeźdzca brał od podbitych ziemię, złoto i jego kobiety. Dzisiejsi najeźdźcy przez politpoprawnościowców nazywani "uchodźcami" odpowiednik złota dostają w postaci zasiłków, które uważają za dżizję, czyli podatek od niewiernych. I to nie jakieś bezbożne państwo im dało kasę, tylko Allah a niewierni byli jego narzędziami. A kobiety biorą sobie sami.
Co prawda w Niemczech daleko jeszcze do sytuacji znanej z Kosowa, gdzie muzułmańska napływowa ludność albańska, zdominowała ilościowo prawosławnych Serbów, ale jak widać wszystko jest na najlepszej drodze ku temu. Nie żeby żałować narodu, który rozpoczął dwie wojny światowe i ostatnio dzięki Merkelowej chce nam załatwić trzecią - z imigrantami, ale można się zastanawiać czy nowe sąsiedztwo w postaci kalifatu Niemiec, czy chanatu brandenburskiego nie będzie gorsze od obecnego.
Michał Miłosz