Ostatnio pojawiła się informacja, że nakład pierwszego po II wojnie światowej wydanie „Mein Kampf” Hitlera miał 85 tys. egzemplarzy i że planowany jest dodruk. Jest to wydanie krytyczne, z przypisami itd. Mamy zatem rozumieć, że w Niemczech jest 85 tysięcy naukowców i badaczy hitleryzmu, dla których „wydanie krytyczne” jest niezbędnym narzędziem do prowadzenia badań naukowych.
Oczywiście, że nie. Te 85 tys. Niemców, którzy kupili hitlerowską publikację chce przeczytać to co Hitler napisał i być może znaleźć odpowiedź na problemu które Niemcy mają dzisiaj.
Gdy Hitler pisał przy pomocy Hessa swoje programowe dzieło w 1923 roku, w więzieniu po nieudanym puczu monachijskim Żydów w Niemczech było ok. 2%, czyli 120-200 tysięcy. W większości zasymilowanych, nie odróżniających się od reszty społeczeństwa. A mimo to Hitlerowi udało się wzbudzić szatańską nienawiść przeciwko „obcym”, co skończyło się tym, że bankowcy stali się mordercami z Einsatzkomandos, służące i praczki stały się strażniczkami w obozach śmierci, a lekarze wysyłali na śmierć „życie nie warte życia”.
Teraz jest w Niemczech według oficjalnych danych 4,5 mln muzułmanów, obcych kulturowo i nie integrujących się. „Otwarcie drzwi” przez Angelę Merkel w zeszłym roku dodatkowo sytuację zmieniło. Czy Niemcy, mając teraz dostęp do książki Hitlera nie zechcą zorganizować się i przeprowadzić jakieś nowe „ostateczne rozwiązanie”, tym razem kwestii islamskiej? Nasze doświadczenia historyczne z Niemcami pokazują, że wystarczy im zagrać marsza i pokazać kierunek…. Czy może tak się zmienili po przegranej wojnie, że teraz będą patrzeć bezczynnie na to, jak „obcy” zmieniają ich kraj?
Bez względu na to jaka jest odpowiedź na to pytanie, Polacy muszą się przygotować na zasadnicze zmiany u zachodniego sąsiada. Wydawanie Mein Kampf w Niemczech nigdy nie kończy się dobrze.