Kolejny dzień obstrukcji Sejmu przez opozycję został zakończony. Po wielu godzinach obrad, kilka minut przed południem Platforma podjęła decyzję o wycofaniu się z okupacji sali plenarnej. Grzegorz Schetyna ogłosił „Zawieszamy nasz protest”. Zdążył zanim całkowicie się zaorał i definitywnie pogrążył, choć straty wizerunkowe i polityczne, także na świecie są ogromne. Zresztą doniesienia mediów zagranicznych pokazują jasno, że PiS odniosło duże zwycięstwo wizerunkowe w walce o Sejm.Po wczorajszym przegłosowaniu budżetu w Senacie i skierowaniu go do prezydenta dalsze protesty PO polegające na blokowaniu mównicy w Sejmie nie miały żadnego sensu. Zwłaszcza po rozpracowaniu i podzieleniu opozycji przez Jarosława Kaczyńskiego, który ich rozegrał jak dzieci. Czego najlepszym dowodem była wczorajsza wyjątkowo cicha, jak na nie postawa posłanek z Nowoczesnej. I dzisiejsza poranna wypowiedź Ryszarda Petru - Musimy razem działać skutecznie. Nie rozumiem o co Platformie Obywatelskiej chodzi z tym przesuwaniem. Jeśli chcą blokować mównicę, to powinni blokować tę w Senacie, nie w Sejmie.
Jak pięknie pokazała grupa Monthy Python w jednym ze swoich filmów największym wrogiem Ludowego Frontu Wyzwolenia Palestyny wcale nie są Rzymianie, tylko Narodowy Front Wyzwolenia Palestyny. Dlatego zarówno dla Schetyny, jak i dla Petru największym wrogiem wcale nie jest Jarosław Kaczyński oraz Prawo i Sprawiedliwość, ale (oczywiście zaraz po Donaldzie Tusku) drugi kolega z opozycji i jego ugrupowanie. Ponieważ walczy o ten sam elektorat. Do tego dochodzi zdychający po wyczynach finansowych swojego lidera, który okazał się zwyczajnym, drobnym pazernym geszefciarzem Komitet Obrony Demokracji. Trzech tenorów opozycji zaorało się samo. Co dziwne pierwszym, który zrozumiał, że jest w czarnej d... i tylko szybka reakcja może ograniczyć straty zarówno wizerunkowe, jak i polityczne okazał się zazwyczaj mało kumaty Ryszard Petru. Stąd jego dogadanie się z PiS-em, ogłoszenie że się nie dogadał, a później zastosowanie się do ustaleń porozumienia. Grzegorz Schetyna tym razem okazał się bardziej tępy od młodszego kolegi i postanowił iść w zaparte. W czym oczywiście mocno wspierał go klangor własnych posłów i posłanek, szczególnie tych którzy samodzielnie nie potrafią myśleć - w rodzaju Ewy Kopacz. Kiedy jednak PiS przyjął budżet w Senacie i skierował do podpisu prezydenckiego nawet on zorientował się, że przegrał. Co więcej to na co liczy wielu działaczy PO, czyli powrót Słońca Peru ze stanowiska Króla Europy wcale Grzesiowi nie byłoby na rękę. Powinien pamiętać starą maksymę Cezara, że lepiej być pierwszym w wiosce, niż drugim w Rzymie. A lat upokorzeń na kolanach przed Donaldem raczej nigdy nie zapomni i wolałby następne trzy kadencje spędzić w opozycji jako szef PO, niż pozwolić na powrót Tuska, nawet jeśliby to zagwarantowałoby PO powrót do władzy. A raczej tego nie gwarantuje. Na pewno jednak taki powrót gwarantuje powrót Schetyny do roli podnóżka Słońca Peru.
Co dalej? Wróżę stopniową erozję opozycji. Rozpad KOD-u, którego szefuńcio Pan Kitka jakoś wczoraj nie mógł zrozumieć, dlaczego przyszło pod Sejm zaledwie parę osób, a kiedyś przychodziły setki, a nawet tysiące. I w żaden sposób nie wiąże tego z faktem, że zajumał 90 tys. zł z kasy KOD-u i co gorsza dał się na tym złapać. Rysio i Grzesio z kolei dalej będą "walczyć" o każdą ustawę, pokazując że są wspaniałą, a jednocześnie totalną opozycją. Inaczej może się skończyć zagraniczne finansowanie i poparcie, bez którego przestaną cokolwiek znaczyć. Będą szczekać na araeJednak najwięcej czasu i tak będą poświęcać na wzajemną wojnę podjazdową i wykończenie kudłatego z KOD-u, ponieważ ten ruch już nie przynosi im już korzyści, generuje straty polityczne i wizerunkowe, a może się z niego coś wylęgnąć, co zabierze jakąś część wspólnego elektoratu. Wszystko teraz rozstrzygnie się w samorządówce. Tam są realne pieniądze, a nie w parlamencie. Od lat świetnie to rozumie taki PSL. Przejęcie samorządów przez PiS to zagłodzenie partii opozycyjnych i ostateczne zdechnięcie pozbawionej samorządowej kroplówki "Gazety Wyborczej". Czego ostatniego sobie, państwu i wyżej wymienionej gadzinówce serdecznie życzę.
Michał Miłosz