Kto kogo wykiwał?

0
0
0
/

Z zażenowaniem słuchałam pytań moich telewizyjnych kolegów, zasypujących zaproszonych do studia gości pytaniami: „kto, kogo ograł?”, „Kto jest zwycięzcą w tym sporze?”. Na ekranach różnych stacji przewijały się wciąż te same twarze polityków, którzy powtarzali jak mantrę ustalony „na klubie” przekaz dnia. Argumenty były jednakowe. Państwo od Schetyny „wciskali dziecko w brzuch”, że protest był potrzebny i przysłużył się demokracji, bo to dzięki okupacji sali plenarnej dziennikarze mogli wrócić do Sejmu i relacjonować, to , co się w gmachu na Wiejskiej dzieje. Twierdzili, że uratowali dla Polaków wolność słowa. Wywalczyli dla dziennikarzy kontrolę przejrzystości prac parlamentarnych, obronili prawo do informacji. Guzik prawda!. Żadnego zamachu na wolność słowa ani próby wzięcia za twarz dziennikarzy w Sejmie nie było! Padła wstępna propozycja marszałka Sejmu, mająca na celu uregulowanie zasad funkcjonowania obsługi medialnej w gmachu polskiego parlamentu w taki sposób, żeby się wzajemnie nie stratować i w pogoni za najbardziej „gorącym” tego dnia posłem i nie ulec wypadkowi po uderzeniu kamery czy zaplątaniu się w kable. Takiej regulacji wymagają też względy bhp. Dlatego Kancelaria Sejmu zamierzała wprowadzić zmiany w funkcjonowaniu mediów, powołać m.in. Centrum Medialne, proponowano też powstanie grupy stałych korespondentów sejmowych, stałe wejściówki do Sejmu tylko dla dwóch przedstawicieli redakcji (okazjonalne, jednodniowe bez ograniczeń), a także wydzielony dla mediów obszar budynku. W wielu parlamentach europejskich obowiązują dużo surowsze reguły.Już Bronisław Komorowski jako marszałek Sejmu przymierzał się do wprowadzenia regulacji, żeby nie było bezhołowia, ale odpuścił, nie chcąc tracić popularności w starciu z mediami. Kuchciński przygotował projekt, ale zaczęło się kręcenie nosem i protesty niektórych gazet. Część mediów ogłosiła dzień bez polityków i ich nie pokazywała, protestując w ten sposób przeciwko proponowanym zmianom. Dla dziennikarzy, zwłaszcza tabloidów, mniej byłoby okazji do przyłapywania posłów w niezręcznych sytuacjach i produkowania sensacji rodem z Pudelka. Jednak kto długo dziennikarsko obsługiwał prace Sejmu, widział jak z roku na rok rosły szeregi osób biegających po korytarzach z kamerami, mikrofonami i aparatami fotograficznymi. Natarcie dziennikarskie na „gorącego” posła wyglądało już jak tsunami. Wystarczyło, że jedna osoba zatrzymała na chwalę rozpoznawanego medialnie parlamentarzystę, lub towarzyszyła mu w drodze na obrady, a natychmiast dołączał tabun żurnalistów z rozwianym włosem i fala rosła. Każda, choćby najmniejsza gazeta, stacja telewizyjna i radiowa, których się w ostatnim czasie namnożyło, chciały mieć własnego newsa i wypowiedź posła na wyłączność. Dynamiczny rozwój mediów społecznościowych spowodował rozkwit dziennikarstwa obywatelskiego i wysyp portali internetowych. Na korytarzach sejmowych odbywały się polowania i sami dziennikarze stwierdzili na spotkaniu z marszałkiem Karczewskim, że trzeba to jakoś ucywilizować, bo ten cały bardak utrudnia pracę zarówno dziennikarzom jak i posłom porywanym do wypowiedzi przez media z łapanki. Trzeba mieć złą wolę, lub być dziennikarzem nie wartym uprawiania tego zawodu, żeby kupować kłamstwo o kneblowaniu mediom ust i nie odważyć się powiedzieć prawdy, że politycy PO i Nowoczesnej dziennikarzami manipulują. Dla własnych politycznych celów posługują się obroną wolności słowa, której nikt nie chciał naruszać. Zapomniano o tym, że Jarosław Kaczyński sam był dziennikarzem, przez jakiś czas - redaktorem naczelnym „Tygodnika Solidarność”, potem innej gazety i wie na czym polega ta robota. Z obrzydzeniem patrzyłam na zakłamaną sytuację, jaka wytworzyła się w studiach telewizyjnych, kiedy to Schetyna i jego ludzie opowiadali dyrdymały o tym, jak to trwającą 27 dni okupacją sali plenarnej obronili wolność słowa dla obywateli i dziennikarzy. Aż mnie odrzucało, kiedy żaden dziennikarz nawet temu nie zaprzeczył, ani nie podjął z tą opinią polemiki. Spijali sobie z dzióbków, wspólnie robiąc telewidzom sieczkę w głowie. Pomyślałam, że ich po prostu widz nie obchodzi. Do proponowanych w organizacji pracy mediów zmian PiS nie przekonał dziennikarzy. Nie wytłumaczył też społeczeństwu o co chodzi. Rozegrał tę sprawę jak słoń w składzie porcelany. Słowo „niezręczność”, jakiego użył marszałek Karczewski, jest nieadekwatne. PiS popełnił błąd. A kiedy w końcu doszło do spotkania z przedstawicielami różnych redakcji, dziennikarze i tak poróżnili się między sobą, bo każda redakcja widziała rozwiązanie problemu inaczej. Wszyscy byli jednak zgodni, że jakaś zmiana musi się dokonać, bo w Sejmie nie da się normalnie pracować. Dla świętego spokoju wszystko więc pozostało po staremu, bo nie było konsensusu. Ale czy musiał być, czy to marszałek jest gospodarzem i określa warunki? 27 dni okupacji sali plenarnej było złamaniem regulaminu Sejmu i zasad, które jeszcze wprowadził marszałek Komorowski. Wynika z nich wyraźnie, że po zakończeniu obrad posłowie są zobowiązani opuścić salę. To co się działo do wczoraj było przestępstwem i odebraniem Sejmowi autorytetu. Blokowanie miejsca marszałka i mównicy, szperanie w komputerze marszałka przez Elżbietę Radziszewską, urządzanie przez Annę Muchę karaoke i grzebanie w pozostawionych przez ich kolegów z PiS rzeczach osobistych, kompromituje tę „rotacyjną” okupację. Posłowie stanowiący prawo, które muszą przestrzegać obywatele, nie mogą sami stawiać się ponad prawem. Poseł Liroy powiedział, że aby można było wyciągnąć surowe konsekwencje, ukarania posłów muszą domagać się sami obywatele. Otóż, ja się domagam. I mało mnie obchodzi, czy kara nałożona na „okupantów” zaogni polityczną sytuację, czy nie. Tego wymaga obrona powagi parlamentu, z którego zrobiono cyrk.. Na pytanie stawiane przez kolegów dziennikarzy; kto przegrał w tym sporze, odpowiadam. Przegrała Polska. Przegraliśmy wszyscy. Przez 27 dni, posłowie odgrywając role niczym z filmu „Bogowie”, upokorzyli nas za nasze pieniądze. Mają nas za frajerów. Alicja Dołowska

Źródło: prawy.pl

Sonda
Wczytywanie sondy...
Polecane
Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną