Stare Kiejkuty tracą więź z masami

0
0
0
/

Gdyby żył Włodzimierz Lenin (on oczywiście „żyje wiecznie”, ale w sensie raczej metaforycznym), to na pewno natarłby uszu, a może nawet by je poobrywał nie tylko Najstarszemu Kiejkutowi III Rzeczypospolitej, czyli panu generałowi Markowi Dukaczewskiemu, ale i Umiłowanym Przywódcom drobniejszego płazu w rodzaju Grzegorza Schetino, czy sprytnego pana Rysia za to samo, co zawsze, to znaczy – za utratę więzi z masami. Jak uczył Włodzimierz Lenin (co przypomniał na jego pogrzebie Józef Stalin mówiąc między innymi, że „odchodząc od nas nakazał nam towarzysz Lenin utrzymywać więź z masami. Przysięgamy ci towarzyszy Leninie, że wypełnimy wiernie również i to twoje przykazanie”.), partia powinna utrzymywać więź z masami, bo jak nie, to masy nawiążą więź z kim innym i partia zostanie z … no, mniejsza z czym, w garści. Ale – jak to zauważył już pan Zagłoba po rozmowie z Rzędzianem - „chleb bodzie” i zarówno bezpieczniacy, to to uwłaszczyli się na rozkradzionym majątku państwowym i przepoczwarzyli (bo to jest wielka prawda stara; z poczwarki, zamiast motyla, nędzna wykluje się poczwara...” - przestrzegał poeta) w „biznesmenów”, rozdzielając między siebie prezesury zarządów i rad nadzorczych ukradzionych spółek, jak i ich polityczne kreatury, uplasowane w Sejmie, urzędach i samorządach terytorialnych, dopuścili sobie do głowy, że te majątki i godności odziedziczyli po królach, swoich ojcach i w rezultacie zapomnieli, skąd wyrastają im nogi. I chociaż poeta nie szczędził przestróg pisząc: „I ty, co mieszkasz dziś w pałacu, a srać chodziłeś za chałupę...” - to wszystko rozbijało się o szklaną ścianę pychy. W rezultacie doszło do tego, do czego w tej sytuacji dojść musiało, to znaczy – do całkowitego braku koordynacji. Oto 14 stycznia, z udziałem pani premier Beaty Szydło, ministra Antoniego Macierewicza i amerykańskiego ambasadora w Polsce Paula Jonesa odbyła się w Żaganiu uroczystość powitania amerykańskich żołnierzy, z tak zwanej ciężkiej brygady pancernej, która będzie „rotacyjnie obecna” na obszarze Europy Środkowej. Docelowo ma tu przyjechać ok. 7 tysięcy żołnierzy ze sprzętem bojowym, który będzie składowany między innymi na terenie Polski. Uroczystość tę próbowała zakłócić niewielka grupa członków tamtejszego Komitetu Obrony Demokracji, którzy wykrzykiwali: „Macierewicz do domu!”. Przypuszczam, że większość członków KOD z Żagania prawdopodobnie nie zna języka angielskiego, więc wznosiła swoje nienawistne okrzyki po polsku, najwyraźniej wzorując się na popularnej w latach stalinowskich w kręgach bezpieczniackich antyamerykańskiej piosence śpiewanej przez Ernsta Busha: „Go home, ami, go home”: „Cóż o pięknie życia rzec, gdy nad światem wisi miecz i gdy ziemię chcą nam rozbić w proch i w pył? Lecz nie będzie z tego nic, bo my chcemy długo żyć, więc wołają Niemcy dziś ze wszystkich sił: go home, ami, ami go home, zostaw swój atom w służbę dniom. Zostaw Ren i Lorelei, grzecznie powiedz im: good bye. Lorelei na straży wolnych Niemiec trwaj!”. Czy zapamiętali to jeszcze z partyjnej politgramoty z czasów stalinowskich, czy też wbił im to do głowy oficer prowadzący z BND, od których w takim Żaganiu musi aż się roić – to nieważne; dość, że przywitali Amerykanów w sposób, który musiałby podobać się nawet Józefowi Stalinowi. Bo jasne jest, że znienawidzony Macierewicz dostał od nich tylko rykoszetem, natomiast strzał był wymierzony w Amerykanów. Nie da się oczywiście ukryć, że zrzeszeni w Komitecie Obrony Demokracji konfidenci zwerbowani przez agentów Wojskowych Służb Informacyjnych, którzy przewerbowali się na służbę w BND i tworzą w Polsce Stronnictwo Pruskie, mogą mieć powody do niezadowolenia. Na rozkaz BND oficerowie prowadzący z WSI 16 grudnia ub. roku poderwali ich do akcji destabilizowania państwa. Agentura w Sejmie miała zablokować możliwość uchwalenia budżetu, stwarzając w ten sposób przesłanki prawne do skrócenia kadencji Sejmu, rozpisania nowych wyborów i przegrupowania politycznej sceny w Polsce w kierunku odpowiadającym Naszej Złotej Pani z Berlina. O wadze zadania świadczy to, że na manifestację pod Sejmem, z udziałem zwerbowanych w trybie alarmowym konfidentów z całej Polski przybył osobiście Najstarszy Kiejkut III Rzeczypospolitej w osobie pana generała Marka Dukaczewskiego – ale Zasrancen z Platformy Obywatelskiej i Nowoczesnej spartolili sprawę i budżet został uchwalony. W tej sytuacji inicjatywę musiał przejąć Nasza Złota Pani, która nakazała Janu Klaudiuszu Junckeru na 21 grudnia zwołać Komisję Europejską, która podjęłaby wobec Polski stanowcze decyzje w ramach „pogłębiania integracji”, czyli przywracania pruskiej dyscypliny w UE, co zostało zapowiedziane jeszcze w czerwcu ub. roku, zaraz po brytyjskim referendum. Jednocześnie do Wrocławia zjechał Donald Tusk. Wyobrażam sobie, że Nasza Złota Pani musiała go nieźle obsztorcować: słuchaj, frędzlu, chcesz zostać prezydentem? To ruszaj się, jazda mi do Wrocławia, pilnuj interesu! Ale Komisja, zamiast stanowczych decyzji, wydusiła z siebie tylko jakieś eunuchoidalne „rekomendacje” w dodatku – z dwumiesięcznym terminem. Widać było, że czyjaś Mocna Ręka wcisnęła hamulec tak gwałtownie, że nie tylko Zasrancen w Sejmie, ale nawet starsi i mądrzejsi, na łeb na szyję polecieli do przodu. Najwyraźniej Rudolf Giuliani, który na polecenie prezydenta-elekta przyjechał na kilka godzin do Warszawy, musiał wypowiedzieć zaklęcie, które nawet nie tylko na Zasrancen, nie tylko na Starych Kiejkutów, ale nawet na Naszą Złotą Panią podziałało paraliżująco. Ale Stare Kiejkuty najwyraźniej utraciły niegdysiejszą ruchliwość, a co za tym idzie – również więź z konfidenckimi masami. Nic dziwnego, że myszy harcują, gdy kota nie czują i pan Kijowski za nic sobie ma nawet Najstarszego Kiejkuta III Rzeczpospolitej. Pod samym jego nosem nie tylko w biały dzień inkasuje szmalec pracowicie zbierany przez konfidenciaków na „ratowanie demokracji”, ale w dodatku najwyraźniej nikt nie pofatygował się do konfidentów w Żaganiu, by zrobić im operatywkę i poinformować, co im się teraz podoba, a co nie. „Gdzie tu Wylizuch, Felczak gdzie tu?” - bezskutecznie dopytywał się poeta. W rezultacie, akurat gdy w „Die Welt” ukazał się artykuł, żeby, póki co, wstrzymać się z tym rozbojem wobec polskiego rządu, kiedy Nasza Złota Pani podjęła decyzję, by 7 lutego przyjechać do Polski, by porozmawiać ze znienawidzonym prezesem Kaczyńskim, konfidenci Wojskowych Służb Informacyjnych z żagańskiego Komitetu Obrony Demokracji wysyłają niby to Macierewicza, ale tak naprawdę, to Amerykanów „do domu”. Amerykanów – bo przecież Macierewicz był u siebie, we własnym kraju, a więc – w domu. Że Stare Kiejkuty pogrążają się w zdradzie i zaprzaństwie to nic nowego; nic innego przecież nie tylko nie robiły od 1944 roku, ale pewnie nic innego nawet nie umieją – oczywiście poza rozkradaniem państwa. Ale w dodatku zaczynają tracić więź z masami, a to gorsze, niż zbrodnia zdrady stanu. To błąd.  

Źródło: prawy.pl

Sonda
Wczytywanie sondy...
Polecane
Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną