Erika Steinbach postanowiła oddać legitymację partyjną na znak protestu przeciwko polityce migracyjnej kanclerz Angeli Merkel. "Przez długie miesiące niezidentyfikowani migranci byli przerzucani w autokarach i pociągach przez granicę, nie było wyjątkiem, lecz celowym działaniem sprzecznym z naszymi prawnymi uregulowaniami oraz traktatami UE" - powiedziała Steibach.
Na pytanie czy zagłosuje na CDU, zdecydowanie odpowiedziała: "Nie. Czy wstąpiłabym dziś w ogóle do CDU? Nie. Mogę wyciągnąć tylko jeden uczciwy wniosek - opuszczam CDU" - oświadczyła ex-przewodnicząca tzw. Związku Wypędzonych, z którą swojego czasu toczyłam zacięte boje.
Powiem coś, co może wielu zaskoczyć, choć nie tych obserwatorów, który uważnie śledzą scenę polityczną. Cenię p. Steinabach, bo jest ona politykiem skutecznie broniącą niemieckiego interesu narodowego. Należy oczywiście zaznaczyć, że ów interes przeważnie był na kurskie kolizyjnym z naszym! Natomiast p. Steinbach miała jasno określone cele: budowa Centrum przeciwko Wypędzeniom w Berlinie oraz Dzień Pamięci o Ofiarach Wypędzeń - to są polityczne "dzieci" p. Steinbach. "Dzieci" wypieściła i przysposobiła do wieku dojrzałego. Nie jestem z tego zadowolona, ale muszę uznać, że to jej się udało.
Steinbach swoje cele osiągnęła, chociaż wielu polskich polityków twierdziło, że jest ona nic nie znaczącym pionkiem, czy też znajduje się na marginesie niemieckiej sceny politycznej. Zawsze powtarzałam, by nie lekceważyć p. Steinbach (za co na moją głowę spadały gromy), bo gdyby była "folklorem" - jak chcieli ją widzieć niektórzy, to czołowi niemieccy politycy - po prostu - by ją ignorowali. A tak nie było. Właściwie wszyscy przyjmowali zaproszenia na zloty tzw. Związku Wypędzonych, począwszy od Przewodniczącego Parlamentu Europejskiego, a skończywszy na kanclerz Merkel oraz premierach niemieckich landów.
Oczywiście p. Steinbach działała skutecznie, bo strona polska (koalicja PO/PSL) abdykowała, całkowicie oddała pole Niemcom, uznając iż polityka historyczna nie jest żadnym ważnym instrumentem. Był to bardzo poważny błąd.
Tymczasem - o czym jestem głęboko przekonana - państwo niemieckie wspierało p. Steinbach na wielu płaszczyznach, czy to udzielając jej pomocy finansowej, czy też wspierając ją politycznie i medialnie.
Powiernictwo Polskiego takiej pomocy było pozbawione, a jednocześnie stawiam tezę, że byliśmy traktowani przez koalicję PO/PSL jako ciało obce, które szkodzi relacjom polsko-niemieckim. Działając w takim otoczeniu Niemcy osiągnęli wszystko co chcieli, my - nic.
Teraz p. Steinbach "mówi" językiem Jarosława Kaczyńskiego i Viktora Orbana. Już widzę jak wszelaki Postęp zaciera ręce i stawia wszystkich w jednym szeregu...Nie macie się z czego cieszyć! Ruchy skrajne w zachodniej Europie rosną w siłę nie dlatego, że posiadają jakąś wyjątkową dynamikę wewnętrzną. Ich popularność rośnie, gdyż jest wynikiem sumy szkolnych błędów popełnionych przez lewicowe elity europejskie, w tym również przez formacje chadeckie, które jak dotąd - widać niestety bezskutecznie - szukają rozumu.
Jeżeli p. Steinbach właściwie ocenia realia, to pojawia się pytanie, co spowodowało tę sytuację? Inaczej rzecz ujmując, jaki cel chce osiągnąć kanclerz Merkel w promowaniu ruchów skrajnych? Nie ulega bowiem wątpliwości, że to właśnie jej polityka nagania zwolenników skrajnej prawicy. Swoją drogą ciekawe dlaczego dopiero teraz p. Steinbach zauważyła, że Merkel prowadzi Niemcy ku przepaści i - widać - nie chce skakać sama!? Bardzo się gniewa, że Polska jej w tym skoku nie chce towarzyszyć...