Pierwsze oznaki normalizacji w Syrii

0
0
0
/

Sprawnie przeprowadzona i otwarta procedura rejestracji kandydatów w wyborach prezydenckich, opanowanie jednego z najważniejszych gniazd dywersantów oraz rozpaczliwe prośby o uzbrojenie kierowane przez wrogów Syryjskiej Republiki Arabskiej do Waszyngtonu sugerują, że władze Syrii są coraz bliżej uśmierzenia krwawego konfliktu toczącego od trzech lat ten kraj.

 

 

W związku z kończącą się kadencją Baszara Al-Asada rozpisano wybory prezydenckie na 3 czerwca. Głosować będzie można w ciągu 12 godzin między godziną siódmą rano i siódmą wieczorem. Będą one miały charakter całkowicie wolnych i pluralistycznych.

 

Wcześniej obywatele Syrii mogli w wyborach prezydenckich jedynie akceptować lub odrzucać kandydata proponowanego przez parlament. Zmiana to efekt reformy konstytucyjnej, jaką prezydent Al-Asad przeforsował jeszcze w 2012 r. i która została zaakceptowana w ogólnonarodowym referendum.

 

Znamienne zresztą, że inicjatywa prezydenta była wyjściem naprzeciw postulatom podnoszonym przez jego przeciwników w czasie demonstracji w marcu 2011 r. Fakt, że nie powstrzymało to powstania zbrojnych bojówek i rozpętania konfliktu wojennego jest kolejną przesłanką pozwalającą interpretować go raczej jako zapośredniczoną z zewnątrz proxie war a nie wojną domową.

 

Konsolidacja poparcia dla Al-Asada

 

Oprócz urzędującego prezydenta swoje kandydatury zarejestrowało dwóch kandydatów opozycyjnych: Maher Hadżar i Hassan Al-Nuri. Ten drugi to raczej mało znany deputowany parlamentu z Damaszku. Natomiast Hadżar reprezentuje istotną lewicową Patię Woli Ludu. Partia ta pozostawała w stanowczej opozycji wobec prezydenta Al-Asada i partii Baas. Jej liderzy i działacze brali nawet początkowo udział w demonstracjach z marca 2011.

 

Znamienne jednak, że ta opozycyjna partia natychmiast zdystansowała się od ulicznych wystąpień, gdy okazały się one wstępem do rozpętania zbrojnej rebelii. Lider Partii Woli Ludu Kadri Dżamil dość szybko zaczął demaskować ją  jako inicjatywę służącą interesom wrogich Syrii mocarstw oraz konsekwentnie wyraża sprzeciw wobec jakiejkolwiek formy zagranicznej interwencji w wewnętrzne sprawy swojego kraju.

 

Reprezentanci Partii Woli Ludu brali udział w przygotowywaniu wspomnianej na wstępie reformy konstytucyjnej. W wyborach parlamentarnych 2012 r. partia ta weszła w koalicję z Syryjską Partią Socjal-Nacjonalistyczną (SSNP). Obie one jako „Ludowy Front na Rzecz Zmiany i Liberalizacji” uzyskały 6 mandatów w parlamencie.

 

Koalicja ta jest już kwestią przeszłości gdyż SSNP zdecydowała się poprzeć w wyborach urzędującego prezydenta. Zresztą ewolucja tej najstarszej, założonej jeszcze w 1932 r. partii też jest wielce charakterystyczna. Stojąca od początku na gruncie nacjonalizmu syryjskiego przez lata była zwalczana w Syrii przez rządzącą w niej partię Baas, reprezentującą ideologicznie nacjonalizm panarabski. Została zalegalizowana w 2005 r.

 

Reprezentując opozycyjne nastawienie wobec władz, w obliczu rozpętania konfliktu zbrojnego, SSNP pozostała lojalna wobec państwa syryjskiego. Bojownicy partii mającej długie tradycje walki zbrojnej, operują w ramach tworzonych przez nią oddziałów przy boku wojska. Jej lider Ali Haidar został po wyborach w 2012 r. ministrem pojednania narodowego. Zapłacił za to wysoką cenę. W maju 2012 r. walczący z władzami bojówkarze zamordowali jego syna Ismalila.

 

SSNP jest drugą co do wielkości partią w Syrii. Jej poparcie dla urzędującego prezydenta potwierdza, że większość frakcji politycznych i grup społecznych oczekuje przede wszystkim jak najszybszego przywrócenia pokoju i integralności państwa. Wydaje się, że Baszar Al-Asad zdołał przekonać nawet sceptyków, iż tylko on może tego dokonać.

 

Z pewnością na jego korzyść grają sukcesy na polu walki oraz kolejne mordercze ekscesy po stronie nie ukrywających już swojego ekstremistycznego profilu antyrządowych bojówek. Charakterystyczne, że w każdym kolejnym miasteczku i dzielnicy zajętym przez siły prorządowe stosunkowo szybko, na miarę obecnych materialnych możliwości państwa syryjskiego, dochodzi do normalizacji a w miejsce usuniętych bojówkarzy nie pojawiają się nowi. Częste są natomiast przypadki poddawania się tych bojowników, którzy faktycznie wywodzą się spośród miejscowych, szukających szansy na nowe życie w związku praktyką amnestionowania składających broń obywateli.

 

Kampania wyborcza jest już widoczna na ulicach stolicy, przy czym zdecydowanie dominuje ta promująca Al-Asada. Zaznaczyć trzeba jednak, że nie jest to jedynie skutek oficjalnej kampanii wyborczej prowadzonej przez jego zaplecze, w tym rządzącą partię Baas.

 

Poza wielkimi bilboardami czy muralami, na każdym kroku zauważyć można także portrety prezydenta i hasła poparcia dla niego, przytroczone do samochodów, naklejone na ich szyby, czy też wystawione w oknach domów. Hadżar eksponuje na plakatach frazę: „Zmiana jest konieczna”. Hasłem kampanii wyborczej ubiegającego się o reelekcję prezydenta jest słowo „Razem”. Wbrew dyskursowi zachodnich i polskich mediów, w umęczonej niezwykle brutalnym konfliktem Syrii brzmi ono bardzo atrakcyjnie.

 

Oczywiście emigracyjni przeciwnicy władz Syrii całkowicie odmówili jakiejkolwiek uznania dla zbliżających się wyborów.

 

Homs pod kontrolą

 

Spektakularnym sukcesem jakie prezydent Al-Asad mógł ostatnio dopisać na swoje konto było opanowanie miasta Homs. Prze wojną ponad 600-tysięczne, trzecie co wielkości miasto kraju, położone jest przy strategicznie ważnej autostradzie M-5 łączącej stolicę z północną częścią Syrii.

 

Homs było jednym z pierwszych miast, w którym zaczęto używać broni przeciw syryjskiej policji wiosną 2011 r. Już w maju tego roku doszło do poważnych walk ulicznych. Praktycznie od jesieni 2011 r. bojówkarze panowali nad mniejsza lub większą częścią miasta, które stało się twierdzą tak zwanej „Wolnej Armii Syrii”.

 

Armia rządowa w ciągu dwóch kolejnych lat podejmowała kolejne ofensywy, utrudnione o tyle, że WAS mogła liczyć na kolejne odsiecze bojówkarzy napływających z zewnątrz, w tym z nieodległego Libanu. Wszystko zmieniło zdobycie odległego o 20 kilometrów od Homs miasta Al-Kusajr oraz miasteczka Tal-Kalak w czerwcu zeszłego roku. Przyblokowało to ruch z Libanu zarówno przez jego wschodnią jak i północną granicę.

 

Armia konsekwentnie i stopniowo zepchnęła bojówkarzy do starego miasta w centrum Homs. W tym roku ich sytuacja stała się już krytyczna. Fakt że przetrwali tak długo zawdzięczają tylko temu, iż władze Syrii przerzuciły część oddziałów do zaciętych walk w Aleppo a także do północnej Latakii, na którą w marcu ekstremiści przypuścili natarcie z terytorium Turcji.

 

2 maja syryjskie władze i przedstawiciele bojówkarzy uzgodnili 48-godzinny lokalny rozejm następnie przedłużony. Ci ostatni zgodzili się oddać miasto, ale w zamian za możliwość ewakuacji na obszary kontrolowane przez ich siły. Bojówkarze mogli wyjechać z jedną sztuką broni osobistej przy boku. Ewakuacja została dokonana w daniach 7-9 maja.

 

Wcześniej uwolnili jeńców wojennych, wśród których znaleźli się obywatele Iranu i Libanu – najpewniej członkowie Hezbollahu. Łącznie Homs opuściło ponad 1200 bojówkarzy, którzy skierowali się na obszary na północ od miasta, ciągle znajdujące się pod kontrolą rebeliantów. Wraz z nimi miasto opuściła nieco mniejsza liczba cywilów.

 

Choć Homs od wielu miesięcy było dla nich raczej pułapką, odzyskanie przez Damaszek kontroli na tym miastem ma wymiar symboliczny. Przez lata zmagań Homs dorobiło się w dyskursie wrogów Syrii miana „stolicy rewolucji”. „Reżim chciał kontrolować  serce rewolucji” – powiedział libańskiej gazecie „Daily Star” jeden z nich Beibars Tilawi. Tym większy prestiżowy cios. Tym większa więc stała się frustracja przeciwników prezydenta Al-Asada.

 

W tym samym czasie z tygodniową wizytą w Waszyngtonie przebywali Ahmed Dżarba – lider emigracyjnej „Narodowej Koalicji na Rzecz Opozycji i Sił Rewolucyjnych” oraz Abdul Ilah Al-Baszir – szef sztabu „Wolnej Armii Syrii”. Próbowali wykorzystać propagandowo klęskę w Homs. Dżarba całkowicie otwarcie domagał się broni przeciwpancernej i przeciwlotniczej. Na spotkaniu z komisją spraw zagranicznych Senatu domagał się także cofnięcia jakiegokolwiek uznania dla legalnych władz Syryjskiej Republiki Arabskiej. Jego słowa trafiały na podatny grunt bowiem senatorzy z tej komisji jeszcze 30 kwietnia przegłosowali uchwałę wzywającą prezydenta Obamę do takiego kroku.

 

8 maja Dżarba konferował z kolei z senacką komisją sił zbrojnych. Przewodniczący Komisji Carl Levin wprost poprosił go o przygotowanie listy swoich życzeń. Administracja Obamy opiera się jednak przed dostarczaniem WAS wyrzutni przeciwlotniczych (natomiast amerykańskie wyrzutnie przeciwczołgowe docierają do niej od połowy kwietnia). Opór ten jest miarą świadomości amerykańskich władz, że ani „Narodowa Koalicja”, ani sztab WAS nie kontrolują w praktyce żadnej poważnej części antyrządowych ugrupowań zbrojnych operujących w Syrii, w znacznej większości reprezentujących ekstremistyczny islamizm.

 

Co najmniej jeden znany amerykański polityk nie ustaje jednak w wezwaniach do eskalowania syryjskiej wojny pośredników. John McCain pod wrażeniem „ogromnego zwycięstwa Asada” za jakie uznał zajęcie Homs, które według niego daje władzom Syrii „moment przełomowy”, wezwał do jak najszybszego uzbrojenia WAS w to czego wymaga.

 

Ponad religijnymi podziałami

 

Po tym jak kompletnie zbankrutowała narracja zachodnich mediów, próbujących przedstawiać syryjski konflikt jako wojnę dyktatora z narodem, stosunkowo popularnym jest ukazywanie go przez pryzmat religijnego konfliktu sunnitów zbuntowanych przeciw władzy, popieranych przez szyitów i chrześcijan, alawitów, do których należy sam prezydent Al-Asad. Jak dalekie to uproszczenie ukazuje reportaż dla portalu Al-Monitor, autorstwa ukrywającego się pod pseudonimem Edward Dark mieszkańca Aleppo.

 

Przed wojną Aleppo było największym miastem Syrii i jej centrum ekonomicznym, zamieszkanym przez wyznawców różnych odłamów islamu i chrześcijaństwa. Według Darka także w warunkach wyniszczającej je bitwy, jego pozostali mieszkańcy nie ulegli sekciarskiemu myśleniu, jakie usiłują narzucić swoim podkomendnym ale i wrogom organizacje takie jak „Front Islamski” czy Dżabhat Al-Nusra.

 

Choć Dark przyznaje, że bojówki mają zasadniczo sunnicki charakter to jednocześnie opisuje jak cała rzesza wyznawców tego największego muzułmańskiego rytu zapełnia szeregi wojska lub prorządowych milicji. Według Darka sunnici stanowią w Aleppo ich zdecydowaną większość.

 

Dark falsyfikuje nawet analizy klasowe – wbrew zachodnim lewicowym analitykom konflikt w Aleppo nie jest także rebelią „ekonomicznie wykluczonych” przeciw „burżuazyjnym beneficjentom reżimu”. Mimo, że liberalizacja polityki ekonomicznej prowadzona od zeszłej dekady faktycznie uderzyła w interesy części robotników, a przede wszystkim chłopów, Dark pisze o sunnickim miasteczku Dżibrin niezachwianie lojalnym wobec władz, czy robotniczych dzielnicach Aleppo  będących główną bazą rekrutacyjną dla wojska.

 

Po stronie władz walczą także Palestyńczycy w obozu Najrab. Autor podkreśla rolę partii Baas, której odziały zbrojne są w Aleppo bardzo dobrze rozwinięte i stanowią szpicę ataków sił rządowych. Baas stworzyła Syrię jaką znamy – w myśl swojej ideologii konstytuując naród ponad podziałami religijnymi i klasowymi. Być może więc choć wojna zrujnowała Syrię nie zniszczyła syryjskiego narodu.

                                                                                                                                             Karol Kaźmierczak

 

© WSZYSTKIE PRAWA DO TEKSTU ZASTRZEŻONE. Możesz udostępniać tekst w serwisach społecznościowych, ale zabronione jest kopiowanie tekstu w części lub całości przez inne redakcje i serwisy internetowe bez zgody redakcji pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.

Źródło: prawy.pl

Sonda
Wczytywanie sondy...
Polecane
Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną