O tym, że PiS stosuje zasadę TKM (teraz k... my) równie intensywnie jak wcześniej PO mówimy od dawna. Symboliczne wręcz jest podobieństwo sytuacji gdy swego czasu ministra sportu Mucha zatrudniła swojego fryzjera w Centralnym Ośrodku Sportu a dziś minister sprawiedliwości Ziobro swojego fotografa w więziennictwie.
W obecnym partiokratycznym ustroju normą jest, że partia sprawująca władzę zawłaszcza absolutnie wszystko w Państwie. Normą jest też, że przy rozdawaniu synekur w spółkach skarbu państwa nie stosuje się klucza fachowości lecz miernik "zasług" partyjnych. Tak jest od 25 lat i tylko ludzie naiwni mogą wierzyć, że "ci teraz będą inni".
Dopóki w Polsce obowiązywać będzie proporcjonalna ordynacja wyborcza, która chroni interesy partii politycznych a nie Obywateli, nie ma szans na jakiekolwiek zmiany w zakresie funkcjonowania Państwa. Bo problem jest strukturalny (ordynacja wyborcza, brak instrumentów kontroli nad władzą, fatalna Konstytucja) a nie personalny ("tamci to źli ludzie a ci będą dobrzy")...
Jeśli dziś np. Petru "walczy" z nepotyzmem PiS poprzez zapowiadaną publikację nazwisk "Misiewiczów" to cel jest jeden - wygrać kolejne wybory i "Misiewiczów" zastąpić swoimi "Balcerowiczkami". Nic Petru nie mówi o regulacjach prawnych, projektach, które w przyszłości zapobiegałyby partyjniackiemu rozdawnictwa stanowisk a jedynie atakuje dzisiejszych zdobywców synekur i związanej z nimi kasy.
Petru musi oczywiście przy okazji zaatakować samego Kaczyńskiego i robi to. W charakterystyczny dla siebie sposób czyli snując nielogiczne wywody. Oto cytat: "Nie wierzcie, że Jarosław Kaczyński o tym nie wiedział. On część z tych nazwisk akceptował. Ale skala tej sitwy jest tak wielka, że nawet prezes Kaczyński, który wszystko wie, nie mógł wszystkich nazwisk poznać".
Czyli wiedział ale nie wiedział chociaż wiedział.