Krytycy zgodnie podkreślali, że to wielki, wyjątkowy, niezwykły I wstrząsający film. Zwala z nóg. Wbija w fotel. Takich określeń używali.
Mówili o Smarzowskim, jako o "Dostojewskim kina", albo "Mackiewiczu filmu". O mistrzowskim prowadzeniu aktorów. I że nikt od kilkudziesięciu lat takiego obrazu nie nakręcił. W moim przekonaniu, to arcydzieło sztuki. .Ale głównej nagrody w Gdyni nie otrzymał. Złotych Lwów mu nie przyznali. Srebrnych też. A więc zwyciężył strach i małość charakterów. A przede wszystkim polityczna poprawność. By nie zrazić wielkich. I nie podpaść Ukrainie.
To też cios w prawdę o banderowskim ludobójstwie. Cios w odwagę. I lekceważenie ofiar zbrodni. Jury kompletnie się skompromitowało. Odpowiedzmy tym małym ludziom i pójdźmy masowo do kin. Niech nie myślą, że przy pomocy swoich obrzydliwych gierek zablokują "Wołyniowi" drogę do widza. Polacy już nie raz dali dowód, że nie pozwolą się oszukiwać.