Żydzi i Czesi mają odważniejszych prezydentów niż my

0
0
0
/

szychtPrezydent Andrzej Duda nie potrafił z siebie nic wydusić o polskich ofiarach OUN, ani w Polsce, ani na Ukrainie. Prezydent Izraela Reuwen Riwlin zrobił to w twarz ukraińskim posłom na forum ukraińskiego parlamentu, upominając się o żydowskie ofiary tej organizacji.

Nasz prezydent obiecał upomnieć się o ofiary OUN, prezydent Izraela nie obiecywał nic. Nasz nie potrafił wypowiedzieć się jasno w tym temacie, będąc w jakiejkolwiek przestrzeni na Ukrainie, a nawet w Polsce. Prezydent Izraela zrobił to w jaskini lwa. I nie był to Lew Tołstoj, gdyby bowiem chodziło o kraj rosyjskiego pisarza z pewnością i słowa naszego prezydenta popłynęłyby z jego ust bezkompromisowo. Na to jest przyzwolenie ogólnej polityki światowej, czy wręcz koniunktura. Ruganie III RP za zdradę patriotycznych powinności wobec zapomnianych bohaterów ze strony prezydenta Andrzeja Dudy jest piękne i potrzebne. Tyle, iż nie wymaga ono już teraz wielkiego poświęcenia. To bowiem powoduje wyłącznie mało energiczny obstrzał środowisk podążających za wycofującym się Michnikiem.

To ponadto wręcz konieczność medialna, czyniona po to by podkreślić różnicę moralną wobec postaw ludzi, którzy w sposób wysoce bezczelny nie mają zamiaru respektować wyników wyborów. Co, nawiasem mówiąc jak na takich królów demokratycznych frazesów - jest humorystyczne. Jednym słowem oddawanie sprawiedliwości Żołnierzom Wyklętym przez Kancelarię Prezydenta jest nie tylko powinnością, ale i politycznym paliwem. Paliwem, które charakteryzuje się bardzo dobrą jakością wobec buntu społecznego przeciwko układowi III RP. I właściwie nie można tego krytykować, bo przyjemne z pożytecznym nie jest grzechem, a obowiązek który buduje coś więcej, niż tylko bieżące powinności - to błogosławieństwo. Znacznie trudniej jednak jest zrobić coś co wymaga poświęcenia i odwagi. I w odniesieniu do wspomnienia ofiar OUN-UPA oraz potępienia tych ludobójców - prezydentowi Andrzejowi Dudzie tej odwagi notorycznie brakuje.

Zastanawiać się można natomiast - jaką odwagą trzeba się wykazać, by powiedzieć coś niemiłego, a koniecznego w twarz grupie osób. Osób, które się przymilają, chcą wypowiadającego się zagłaskać, a poprzez zagłaskiwanie pragną sprawić, iż zbyt głupio będzie pewne tematy poruszać. Weźmy też pod uwagę, iż takich zagłaskujących zebrało się kilkuset, a osoba która się taką odwagą się wykazuje jest sama jedna. To czysty heroizm. Heroizm, którym wykazał się izraelski prezydent. Heroizm tego rodzaju, który pamięta się na lata i po śmierci danej osoby. Właśnie taki który urasta do legendy. Natomiast ludzie bojący się bieżącej polityki, wraz z bieżącą polityką przeminą, ta bieżąca polityka przykryje ich - jeśli nie teraz to w przyszłości. Prezydent Izraela wybił się ponad jej powierzchnię i rozbłysnął jak diament. I choć okręt dziejów popłynie dalej - ten blask będzie widoczny z dala. Po to jesteśmy na tym świecie, by takie egzaminy zdawać. Są one najtrudniejsze.

Jakie znaczenie miała ta wypowiedź - widać po reakcjach nacjonalistycznych ukraińskich wyjców, którzy Żydom nie mogą zrobić absolutnie nic. To Izrael jest w lepszej pozycji, a co dopiero Polska, która dla Ukrainy i Ukraińców ma kluczowe znaczenie. Do rangi żartu urastają ukraińskie przekazy medialne cytujące dyżurnych idiotów. Szef ukraińskiego IPNu, pseudohistoryk Wołodymyr Wiatrowycz zarzucił prezydentowi Izraela powtarzanie sowieckich mitów. Niby dyżurny tekst neobanderowskiego propagandysty. Jest jednak pewien mały szkopuł. Prezydent Izraela opowiadał też o doświadczeniach swojej rodziny. Widać więc, iż rzeczywistość historyczną zna - co Wiatrowiczowi, mimo wszystko nie przeszkadza nakręcać propagandowej kataryny. Kłamstwa, na które się nacjonalizmowi ukraińskiemu pozwalało, zbierają swoje żniwo. Zbierają je właśnie choćby dzięki niezbyt odważnym postawom - jak postawa naszego polskiego prezydenta w odniesieniu do ofiar OUN.

Dla ludzi takich jak szef ukraińskiego IPNu wszystko co niekorzystne dla OUN-UPA w przeszłości będzie zawsze powtarzaniem sowieckich kalek propagandowych, a jeśli sprawy dotyczą teraźniejszości – rosyjskich. Bardzo wygodne. Ich ludobójczy bohaterowie i absolutnie idiotyczna polityka są nietykalne. W mniemaniu ich samych oczywiście. No i może w mniemaniu jegomościa noszącego wąsik a'la Hercules Poirot, lub mającego zdjęcie do felietonów w tle pokerowego asa – doradzających naszemu prezydentowi. Po Wiatrowyczu odezwał się drugi dyżurny głupek Ołeh Liaszko, który od izraelskiego prezydenta zażądał przeprosin. Jest on ponoć je winien wszystkim Ukraińcom za urażenie uczuć pogrobowców i apologetów morderców. Ciekawe co na to Ukraińcy? Ach zaraz, chwileczkę przecież oni nie mogą nic powiedzieć, bo się boją. Jak się mają nie bać - skoro potomkowie ludzi ratujących Polaków obawiają się przyznawać - bowiem w Polsce nasi politycy, m. in. prezydent najwyraźniej przejmują się wrażliwością tych, którzy uznają siepaczy Polaków za bohaterów.

Jednak wszystkich dyżurnych ukraińskich nacjonalistycznych przygłupów przebił ten tytularny, szef Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów, nomen omen tej samej - Bohdan Czerwak. Otóż stwierdził on, iż izraelski prezydent „napluł Ukraińcom w duszę”. Musiałaby być to dusza czarna jak smoła, czyli właśnie taka - jaką mieli członkowie OUN-UPA. Takim może i napluł, ale przecież nie zwykłym Ukraińcom. Jeśli by wziąć pod uwagę te propagandowe głupoty należałoby uznać, iż każdy działacz walczący o prawdę o banderowskim ludobójstwie pluje tym prymitywom moralnym w duszę. O pluciu na groby ofiar ich ulubieńców, których zazwyczaj zresztą nie ma – nie może być mowy. Czerwak zresztą, tak jak Wiatrowycz odpalił izraelskiemu prezydentowi, iż „czytanie rosyjskich gazet i oglądanie rosyjskiej telewizji jest nie tylko szkodliwe, ale również nieprzyzwoite”. Brzmi wyjątkowo zabawnie kiedy lider jednej z najbardziej amoralnych organizacji na świecie dyktuje co jest „nieprzyzwoite”.

Podobne głupoty wypisywała na swoim facebookowym profilu była rzeczniczka Rady Najwyższej Iryna Heraszczenko: "niektórzy szefowie współczesnych państw do tej pory posługują się sowiecką propagandą". Nie mogło nie zabraknąć również odniesienia do stałego tekstu propagandowego, iż na takie słowa szczerości dla Ukrainy nie jest właściwy czas. "Według mnie, niektóre wypowiedzi naszego gościa były niewłaściwe w tych dniach żałoby, w parlamencie kraju, który dziś ciężko walczy o swoją niezależność” – napisała Heraszczenko. Przez długi czas, tyleż z zazdrością, co podziwem i sympatią mogliśmy spoglądać w kierunku Węgier na postawę Wiktora Orbana oraz skutecznych zmian, które u bratanków wprowadza. Warto przypomnieć jak węgierski premier bezkompromisowo wypowiedział się w kwestii praw Węgrów na Ukrainie. Trudno powiedzieć na ile byłoby stać na analogiczną wypowiedź naszą panią premier, zarówno w kontekście Polaków na Litwie, jak i krytykowania czegokolwiek na Ukrainie.

Już z dużo większą pewnością można pokusić się o tezę, iż nie byłoby na to stać naszego prezydenta. W Polsce wydajemy się mieć zatem namiastkę tego co na Węgrzech - w postaci „dobrej zmiany”. Jednak, niezależnie od tego czy ktoś pała sympatią do państwa Izrael czy nie - Polaków od dawna charakteryzował podziw dla jego skuteczności. Brakowało nam podobnej jedności, efektywności polityki międzynarodowej, czy nawet wycieczek tożsamościowych na Kresy, analogicznych do tych - jakie mają młodzi izraelscy uczniowie, itp.. I wypowiedź prezydenta Izraela jest takim właśnie aktem. To jednak nie jedyny przykład, wystarczy spojrzeć na Czechy. Czesi w zgodzie z polityczną poprawnością i strachem przed urażeniem wszystkich sąsiadów mogliby w myśl amoralnej logiki nie poruszać tematu 1968 roku. Zawsze można byłoby wymyślić hasło o niewłaściwym czasie na rozrachunki.

To ich jednak nic nie obchodzi. Są tym tematem wręcz przepojeni. Z pasją nakręcili także film o swoich lotnikach bijących się o Wielką Brytanię - na długo zanim my Polacy zaplanowaliśmy swój (Tak samo Ukraińcy zrobili pierwsi film o walkach o Lwów w 1918 roku). Mało tego, prezydent Czech Milos Zeman bardzo wyraźnie powiedział co sądzi o Stepanie Banderze, w kontekście polskich ofiar i politycznej poprawności niektórych czeskich ukrainistów. Zresztą dziwnym trafem także w Polsce, zarówno kierunki takie jak ukrainistyka, czy bałtystyka - prócz wiedzy o języku i literaturze sprzedają studentom uczącym się tam gotowe poglądy. Przytłaczająca większość polskich studentów bałtystyki, na kierunku języka litewskiego nie uznaje, iż istnieje coś takiego jak dyskryminacja Polaków na Litwie. A jeśli nawet uznaje to uważa, iż Litwa ma prawo czuć się zagrożona ze strony szykanowanej i tępionej mniejszości i litewską postawę trzeba zrozumieć.

Tak samo ma się sprawa z kultem OUN-UPA oraz ukrainistykami i przyjęciem ukraińskiej wizji historii za swoją. Polscy studenci ukrainistyki mają to wielokrotnie zaburzone. Jednak nikt w Polsce nie interesuje się faktem, iż wymienione kierunki działają podobnie jak centra kultury arabskiej sprzedające zainteresowanym przy okazji islam. Tym większym pozytywnym zaskoczeniem może być postawa prezydenta Czech. U nas w Polsce, nie tylko w czasach komunizmu, ale także po 1989 roku przyzwyczailiśmy się do nietykalności pewnych tematów, które mogą spowodować pomruk pewnych politycznie poprawnych środowisk. I trudno powiedzieć, czy to właśnie temu ulega prezydent. Z jednej bowiem strony jego podejście do tematu Żołnierzy Wyklętych nie jest zdecydowanie podejściem salonu na Czerskiej (Niektórzy dodaliby Wiertniczą).

Z drugiej jednak strony członkowie salonu około Czerskiej nie bronią tych spraw historycznych tak fanatycznie jak właśnie spraw związanych z Ukrainą. Wydaje się, iż reagują na nie dużo bardziej nerwowo, niż na tematy roli przodków niektórych z dziennikarzy w Polsce powojennej, co zakrawa na jakiś swoisty ewenement. Jeśli zakłamywanie historii lub politycznych ruchów na Ukrainie jest wyższym priorytetem, niż bronienie wizji rzeczywistości, która zakrywa przewiny ich przodków - to „znaczy że coś się dzieje”, cytując klasyków. Bronienie fałszów historii ukraińskiej, połączonej nota bene z Polską jest dużo ważniejsze, niż „rodzimy” teren. To naprawdę ogromnie interesujące. Po co, na co dlaczego? Niezależnie od celów ludzi, którzy są jednoznacznie negatywnie oceniani przez środowiska patriotyczne - warto zadać sobie te pytania. Dlaczego też nacjonalizm ukraiński nie był zwalczany z całą mocą przez państwo rosyjskie, które przez wiele lat tkwiło interesami w głębokim uścisku z UE?

Sami Niemcy, najsilniejsze państwo Unii, z którymi podstołowo wydaje się siłować „dobra zmiana” zawsze majstrowały w polityce ukraińskiej. To te same Niemcy, które dogadywały się z Rosją i w kwestii Nordstreamów i najazdów na Polskę, oczywiście w innym opakowaniu. Pozostaje zatem zadać pytanie: Czy głowy państw mniejszych (choć niekiedy nie mniej znaczących niż nasz) nie wyciągnęły wniosków ze spraw, nad którymi nasi politycy nie chcą się nawet pochylić? Naprawdę żal widzieć, iż na zbrodniczość OUN zwraca uwagę prezydent Izraela na najgorszym dla tych spraw forum - podczas gdy polskiego, pomimo jego obietnic - nie stać na choćby pomniejsze upomnienie się o swoich. Żal także widzieć, iż o pomordowanych Polaków jako pierwszy upomina się prezydent Czech. Nie powinno zatem dziwić, jeżeli zdarzy się tak, iż o Polaków upomną się inni prezydenci. Jednak to nie oni będą wybierani kartkami do głosowania.

Ze smutkiem należy skonstatować, iż gest prezydenta Andrzeja Dudy, który udał się na Skwer Wołyński - nie stanowił nic więcej, niż pusty gest Petra Poroszenki, który zrobił dokładnie to samo. Obaj milczeli przy pomnikach, obaj nie wypowiadają się na ten temat. Tyle, że po ukraińskim prezydencie można się było tego spodziewać, ale po naszym? Dziwiłoby to nawet wtedy - gdyby prezydent Duda nic w tym względzie nie obiecywał. Nieszczęsny pomnik ofiar został zepchnięty daleko od centrum stolicy, aby nie było go widać - na Skwer Wołyński. I właśnie dlatego, że to niewygodna sprawa. Jednak nasz prezydent - ma do niego znacznie bliżej niż Petro Poroszenko. Można też powiedzieć, iż zabiegi salonu naszego prezydenta uratowały. Gdyby bowiem upamiętnienie ofiar Ludobójstwa Wołyńsko-Małopolskiego znalazłoby się gdzieś w centrum - trudniej byłoby udawać, iż ten pomnik nie istnieje. To zresztą zdaniem środowisk kresowo-patriotycznych dlatego Andrzej Kunert wybrał właśnie tą lokalizację. Niestety podobną wybrali w polskiej pamięci dla tej sprawy polscy politycy.

 

Źródło: prawy.pl

Sonda
Wczytywanie sondy...
Polecane
Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną