W poniedziałek wieczorem kolejny raz doszło do starcia obrońców praw człowieka przeciwnych zabijaniu dzieci z feministkami domagającymi się prawa do mordowania nienarodzonych dzieci. Najbardziej spektakularnym momentem konfrontacji był atak feministycznej dziczy na przeciwników aborcji.Agresywne indywidua z feministycznej manifestacji, kilkukrotnie liczniejsze niż obrońcy życia, biły przeciwników aborcji parasolkami, wuwuzelami (solidnymi kawałkami plastikowych rur), rękami, kradły i niszczyły sprzęt nagłaśniający. Wszystko przy rykach i gwizdach aplauzu dużej części uczestniczek feministycznego sabatu (tym razem głównie starszych, otyłych emerytek o charakterystycznych cechach antropologicznych – ich deklaracje w mediach że „są kobietami" wyglądały karykaturalnie). Kilku policjantów usiłowało powstrzymać bandycki atak. I oni stali się też ofiara napaści ze strony feministek. Za taki atak jakikolwiek kibic wylądował by więzieniu, zapewne jednak feministyczna dzicz pozostanie bezkarna.Gdy policjantom udało się stworzyć kordon ochronny feministki i wspierający ich lewacy przez kilka godzin gwizdali, trąbili i dzwonili by zagłuszyć legalną pikietę przeciwników aborcji. Systematycznie zasłaniali parasolkami kamerzystom stacji telewizyjnych i fotoreporterom widok by nie mogli relacjonować antyaborcyjnego protestu. Furorę robił jeden z lewaków namiętnie stukający w trzymany między nogami krowi dzwonek, widać było że ma wieloletnią praktykę w rytmicznych ruchach ręki. Skowyt i ryki feministycznej dziczy miały jeden niezwykle pozytywny skutek – skutecznie zagłuszały przemówienia aktywistów i aktywistek feministycznych. Na patelni, skwerku przed wejściem do stacji Centrum warszawskiego metra, odbywały się trzy manifestacje. Jedna zorganizowana przez feministki, a właściwie przez starszych osobników wywodzących się z KODu dla feministek chcących zademonstrować swoje poparcie dla mordowania dzieci. I dwie anty aborcyjne. Pierwszą, która stała się ofiarą bandyckiego ataku feministycznej dziczy, zorganizowała fundacja Pro. Wsparli ją wolontariusze Fundacji S.O.S Obrony Poczętego Życia, publicyści portalu Prawy pl, i osoby związane z ONR. Drugą antyaborcyjną demonstracje stojącą po drugiej stronie skwerku zorganizowała antyaborcyjna Fundacja życia i rodziny. Demonstrujący w obronie życia podkreślali, że prawo do życia jest fundamentalnym prawem człowieka. Człowiek prawa człowieka nabywa z momentem poczęcia i nie może być ich pozbawiony. Dziś w Polsce praw człowieka pozbawianych jest część polskich obywateli – nienarodzonych dzieci podejrzewanych o to, że są chore lub że są dziećmi osób które złamały prawo. Na tych samych eugenicznych zasadach przed II wojną światową i w trakcie jej trwania niemieccy naziści, korzystający ze wzorów skandynawskich i północnoamerykańskich, odbierali przyrodzone prawa człowieka osobom chorym lub z nazistowskiego punktu wiedzenia szkodliwym społecznie. Zbrodnie nazistowskie rozpoczęło eugeniczne zabijanie i okaleczanie ludzi chorych i społecznie nie akceptowanych przez nazistów. Finałem polityki eugenicznych aborcji, sterylizacji i eutanazji były nazistowskie obozy koncentracyjne. Dziś trzeba walczyć z aborcją, z eugenicznymi zabobonami, poglądami feministek zbieżnymi z poglądami nazistów, by holocaust się nie powtórzył. Jak zwykle obrońców życia było niewielu. Jest to przykre zważywszy na to, że wg Wikipedii w Archidiecezji Warszawskiej jest 1.430.000 wiernych, 740 kapłanów i 210 parafii, w Diecezji Warszawsko-praskiej wiernych jest 1.300.000, kapłanów 637, a parafii 182. W każdej pewnie minimum 100 aktywnych działaczy organizacji katolickich, czyli w obu diecezjach pewnie z 40.000 osób zaangażowanych w ruchu katolickie, osób które powinny się włączać w walkę z aborcją, in vitro, gender, pornografią, promocją zaburzeń seksualnych i wieloma innymi zagrożeniami dla rodziny. Jan Bodakowski