Wobec ponownej fali rozrzucania odbitek listów oburzonego duchowieństwa, jakobym Katolicki Ruch Maitri „oczerniała” i zaliczała do sekt (co jest największym zgorszeniem członków tegoż ruchu i ich sympatyków), pragnę wyjaśnić i mocno podkreślić, że ja nigdy tego ruchu nie zaliczałam do sekt! Kto mnie pyta, wyjaśniam, że Ruch Maitri nie jest sektą, lecz gorszy niż sekta (!), ponieważ sekta rozsiewa fałsze religijne poza obrębem naszego Kościoła, więc kto jest dobrym katolikiem, to błędu sekciarskiego nie połknie.
Natomiast groźniejsze jest rozsiewanie błędów religijnych wewnątrz Kościoła i to przez jego autorytety. Ruch Maitri, który zrzeszył naprawdę gorliwych i ofiarnych katolików, od początku szczycił się błogosławieństwem papieża J.P.II oraz współpracą z Matką Teresą, więc jego publikacje były rozpowszechniane na wielką skalę, a ich czytelnicy bezkrytycznie przyjmowali zawartą w nich treść. Cały podstęp leżał w tym, że ruch od początku deklarował dwa cele: 1) nieść pomoc materialną ubogim z krajów Trzeciego Świata 2) „ubogacać” się ich kulturą. Ale w prośbie o błogosławieństwo papieskie podany był tylko jeden cel, że: członkowie Ruchu Maitri „chcą służyć Chrystusowi w Jego cierpiących braciach”, więc papież udzielił błogosławieństwa, gdyż nie wiedział o ich „ubogacaniu” się pogańskimi religiami. To „ubogacanie” realizowane było nie tylko na ich wewnętrznych spotkaniach, ale także przez broszurki i inne materiały propagowane jako „religioznawcze”, a zawierały poglądy teozoficzne (niezgodne z nauką Kościoła), niby katolickie i „posoborowe”, bo sygnowane były jako wydane przez papieski uniwersytet „Gregorianum” - co po sprawdzeniu w Rzymie okazało się kłamstwem.
Niestety, to kłamstwo funkcjonowało przez kilkanaście lat, nawet wtedy, gdy duszpasterzem Ruchu Maitri był ks. Kuraciński SAC – dyrektor pallotyńskiego ośrodka misyjnego, oraz ks. prof. Forycki SAC będący jednocześnie rektorem WSD w Ełku, gdzie ordynariuszem był ks. bp Samsel - przewodniczący Episkopatu d/s życia konsekrowanego i ruchów katolickich w Polsce. Zaufanie było tak bezwzględne, że pisemna krytyka fałszywych tekstów przez ruch Maitri rozpowszechnianych, wywołała wielkie oburzenie, że s. Michaela, ma „chorą wyobraźnię”, a przez jej „oszczerstwa” zmniejszyły się dochody i ludzie na misjach giną z głodu!!! Pytałam i nadal pytam: Czy pomoc głodującym musi być związana z szyldem: "Maitri" i czy jego aktywni misyjni współpracownicy muszą być uformowani w duchu teozoficznym? Uprzedzałam, że szyld taki jest dezorientujący i nie pasuje do katolickiego ruchu, bo: w Indiach jest Upaniszad pod tytułem Maitri, o treści sprzecznej z chrześcijaństwem, a wcześniej, niż nasz Ruch Maitri, opracowana została buddyjska medytacja Maitri, okultystyczny hawajski masaż maitri, w USA już istniał buddyjski związek gejów i lesbijek Maitri oraz, że głowa hierarchii okultystycznej Maitreya traktowany jest jako personifikacja Maitri. Nic nie pomogło…
Dziś argument, że krytykowane przeze mnie błędy zawarte w tekstach Ruchu Maitri, były dawno publikowane, nie zmienia faktu, że ich treści wprowadzają w błąd czytelnika, niezależnie od daty ich publikacji. Wspomniane więc broszurki zafałszowanego "Gregorianum - Maitri" robią swoje. Np. na teksty jakoby gregoriańskie prof. Krzysztofa Byrskiego powołują się nawet studenci KUL-u, chociaż zawierają wiele przekrętów dotyczących zarówno chrześcijaństwa, jak i hinduizmu. Dlatego wydała mi się, konieczna informacja, że publikacje Ruchu Maitri zawierają wiele teologicznych błędów oraz, że wydane zostały pod wydawnictwem podrobionym pod "Gregorianum", więc katolik na nich nie może polegać.
Chodzi o to, by usunąć zakodowane w tych pismach błędy, bo niejednokrotnie podczas moich apologetycznych katechez w różnych środowiskach, gdzie wyjaśniam unikalność katolickiej religii, zdarza się, że niektórzy mi przeczą, powołują się na teksty „Gregorianum - Maitri”, gdzie jest napisane, że wszystkie religie zawierają Boże Objawienie i mają moc zbawczą, że Koran to „Ewangelia Islamu”, zaś Bhagavadgita, to „Ewangelia hinduizmu”, a Kriszna to „Hinduski Chrystus”. Nawet miałam słuchacza, który w oparciu o „pisma Ruchu Maitri”, przekonywał obecnych, że Bóg wiele razy się wcielał. Również joga propagowana przez nich jako droga do zjednoczenia z Bogiem stała się dziś bardzo powszechna, a przecież ona do Boga nie prowadzi.
W ogóle początków rozpowszechniania się wielu synkretyzmów religijnych w Polsce, można doszukać się właśnie w publikacjach Ruchu Maitri.
Elementy wschodniego światopoglądu były wprowadzane w Polsce przez teozofów (por. w Internecie np. Wanda Dynowska i Maurycy Frydman – Założyciele Biblioteki Polsko- Indyjskiej). Jeszcze za czasów PRL-u przedostawały się do Polski książki o Krisznie i Buddzie głównie „drugim obiegiem”, ponieważ oficjalnie system komunistyczny niby walczył z przejawami religijności, a jednocześnie „wtajemniczeni" we współpracy z MSW już w latach 70. XX wieku wyjeżdżali do Indii, gdzie mieli hinduistyczne szkolenia w aśramach - tamtejszych ośrodkach kultu. Selekcję kandydatów na te szkolenia prowadził m.in. urzędnik ds. wyznań pracujący w Polskim Konsulacie w Bombaju. On też tam drukował falsyfikaty dzieł indyjskich tłumaczenia Wandy Dynowskiej (i nie tylko jej), które wysyłał do Lichtensteinu, a stamtąd sprowadzało je Towarzystwo Przyjaźni Polsko - Indyjskiej (TPPI) w Warszawie, do którego przed wyjazdem do Indii sama się zapisałam, nie podejrzewając zdrady, gdyż kierownikiem TPPI był wówczas prezes warszawskiego KIK-u.
Do w/w akcji mnie również próbowano pozyskać.
Było to w 1973 r. w Bombaju, kiedy starałam się w urzędzie konsularnym o przedłużenie paszportu na pięć lat. Maurycy Frydman zaproponował mi dobrze opłacaną współpracę. Byłam wtedy młodą kobietą, miałam 35 lat, więc pytał, dla jakiej to sprawy tak się poświęcam, że chcę nadal pracować w Indiach. Ja argumentowałam, że mój zawód mnie do tego skłania. A on wtedy zaproponował mi 300 dolarów miesięcznie za współpracę z nim na rzecz szerzenia w Polsce wschodnich religii, „aby Polacy nie byli skazani na chrześcijaństwo" - argumentował. Bardzo mnie zaskoczyło to, co usłyszałam. Przecież z taką żarliwością komuniści wtłaczali nam pogląd, że każda religia to opium… A tu raptem urzędnik ds. wyznań (przecież partyjny) teraz chce szerzyć w Polsce różne religie! Odpowiedziałam mu, że Polacy nie są skazani na chrześcijaństwo, tylko na ateizm. A on na to: „Ateizm jest dobry dla ludzi, którym wystarczy miska i łóżko… A człowiek myślący zastanawia się, skąd się wziął, dokąd zmierza, jaki jest sens życia itp.… Niestety, na te tematy ateizm nie może dać odpowiedzi, lecz religie – przecież nie muszą być chrześcijańskie, więc niech Polak ma możność wyboru!”.
W tej sytuacji, chcąc się uwolnić od tej propozycji, zapytałam go dlaczego on za te 300 dolarów sam nie chce wysyłać proponowanych zaproszeń, przecież jemu byłoby łatwiej, gdyż miał indyjskie (nie wiem czy tylko indyjskie) obywatelstwo. Wyjaśnił mi, że oni chcą kandydatów młodych i wierzących, bo niewierzący żadnej religii nie będą uczyć. Argumentował, że jeśli są w Polsce młodzi wierzący, to na pewno mają wierzących rodziców, bo media i szkoły wiary im nie przekazały. I dalej wyjaśniał, że jeśli on zaprosi, to rodzice będą pytać „po co cię ten komunista zaprasza?”… A jak pani zaprosi – mówi do mnie - to „rodzice wyjazd na misję poprą, a ksiądz tacę zbierze i bilet kupi” – dodał z uśmiechem. I dalej argumentował: „nam się lepiej kalkuluje zapłacić pani 300 dolarów miesięcznie, niż pokrywać 60 powrotnych biletów rocznie, bo chcemy co pół roku przeszkolić około 30 osób” – tyle miał miejsc, choć nie wiem, czy wszystkie zawsze były wykorzystane. Wówczas bilet powrotny do Indii kosztował około 450 dolarów
1. Udało mi się zakończyć dyskusję z Frydmanem argumentem, że zaproszenie na moją placówkę może wysłać tylko miejscowy biskup, bo taką mam z nim umowę.
Kto tę akcję finansował?
Gdy zapytałam jak to jest że partia finansuje w/w szkolenia, dowiedziałam się, że koszty w Indiach pokrywa Ordo Templi Orientis (OTO) - Zakon Świątyni Orientu... Celem tego zakonu jest rozpowszechnianie wschodnich religii, w świecie, szczególnie wiary w reinkarnację, łącznie z prawem dharmy i karmy, by na jej podstawie wszystkie religie sprowadzić do wspólnej syntezy. Właśnie w tym duchu dział teozofia i antropozofia i zwolennicy „New Age”. Jak twierdził Frydman, Ordo Templi Orientis będzie finansować utrzymanie ochotników na w/w szkolenia w indyjskich aśramach, wyłącznie dla tych, którzy podejmą się, że po powrocie będą nauczać tych religii w swoim kraju. Tylko każdy musi przyjechać na swój koszt - OTO nie pokrywa biletów. Te same warunki mieli kandydaci z różnych republik ZSRR. A ja miałabym wysyłać zaproszenia na moją placówkę misyjną dla osób przez nich wybranych, by dopiero na miejscu organizatorzy mogli omówić z ochotnikami warunki współpracy i skierować ich do odpowiedniego aśramu, więc rodzina nie będzie wiedziała, że dany ochotnik nie pracuje na placówce misyjnej.
Ostrzeżenia przed s. Michaelą
Gdy przyjechałam do Polski, uderzono mnie oszczerstwami, o czym początkowo nie wiedziałam. Dopiero w zakonie powiedziała mi siostra przełożona, że miała ostrzeżenia, żeby mnie do zakonu nie przyjmowano, bo jestem wtyczką jakiejś „lewej” organizacji. Wtedy dopiero zrozumiałam, dlaczego nie miał do mnie zaufania Sekretarz Episkopatu Polski – J.E. Abp Bronisław Dąbrowski, któremu zaraz po powrocie do Polski zgłosiłam plan Frydmana i program Ordo Templi Orientis, ale nie było z jego strony reakcji.
W 1980 r., przed wstąpieniem do Zakonu, dowiedziałam się, że Wyższa Szkoła Nauk Społecznych przy MSW (jej wcześniejsza nazwa: Wyższa Szkoła Marksizmu i Leninizmu) prowadzi roczny kurs z religioznawstwa. Religioznawstwa nie było wtedy na żadnym uniwersytecie, a jedynie w MSW. Byłam więc ciekawa, czego tam na religioznawstwie uczą? Sądząc, że absolwenci indyjskich kursów tam prowadzą wykłady, chciałam na ten kurs się zapisać, ale okazało się, że aby się dostać, potrzebna jest przynależność partyjna, więc nie miałam szansy… Ciekawe… Mogłam studiować wszystkie działy wiedzy na wszystkich uniwersytetach, ale żeby studiować religioznawstwo, konieczna była przynależność partyjna! Pomyślałam, że najlepsza Szkoła, to Zakon Kaznodziejski, żeby w ogóle móc zapobiegać religijnemu fałszerstwu, więc w jego szeregi wstąpiłam.
Po pierwszych ślubach zakonnych, od 1983 roku, prowadziłam wykłady z higieny tropikalnej dla studentów misjologii na ATK (późniejszy UKSW) w Warszawie i pracowałam w biurze u ojców Dominikanów, a potem przeszłam do katechizacji. Na ATK jeden ze studentów pokazał mi gazetkę katolickiego ruchu pt.: „Wspólna Radość, pismo Ruchu Wymiany z Krajami Trzeciego Świata MAITRI” 1980 roku z ilustracją Kriszny w tytułowej stronie, a obok kółko z uskrzydloną ręką (znak, jaki widziałam w Indiach w Adiar k/Madrasu u teozofów). Student powiedział mi, że jest to ruch współpracowników Matki Teresy, który powstał w 1976 roku. Widząc gazetkę z niekatolicką nazwę i symboliką, zainteresowałam się tym ruchem. Zaproponowałam studentom należącym do tego ruchu, że przyjdę do nich i podzielę się swoim indyjskim doświadczeniem, więc propozycję chętnie przyjęli i wielokrotnie spotykałam się z nimi u ojców Paulinów przy ul. Długiej w Warszawie.
Dowiedziałam się, że ich założyciel jest zaufanym współpracownikiem J.E. Ks. Bp. Miziołka, więc gdy pewnego dnia odwiedził mnie w zakonie z dwoma kolegami, bardzo swobodnie z nimi rozmawiałam. Opowiedziałam im w/w historię mojego kontaktu z Frydmanem oraz starałam się ich przekonać, by zmieniono nazwę „Maitri”, ale mojej propozycji nie przyjęli, pomimo dokładnego uzasadnienia dlaczego do katolickiej gazety to się nie nadaje.
Dopiero zrozumiałam przyczynę ich oporu, gdy dostałam ich dokumenty i w jednym z ich skryptów znalazłam artykuł pt.: „ROZMOWA Z MAURICE FRYDMANEM (BOMBAJ, 1976 r.)”, a w przypisach do tego artykułu podano: „Maurice Frydman, Polak z pochodzenia, rzucony losami wojny do Indii, wraz z tłumaczką Wandą Dynowską stworzył w Madrasie Bibliotekę Indyjsko-Polską, której zadaniem miał być przekład arcydzieł starożytnej literatury”. (por. MAYTRI – INFORMATOR STUDENCKIEGO KONWERSATORIUM TRZECIEGO ŚWIATA, październik 1977, TYLKO DO UŻYTKU WEWNĘTRZNEGO, s.23). Więc nie miałam wątpliwości, że woluntariusze Frydmana nie będą mieli problemu z pokryciem kosztów podróży i wyjazdem do Indii w zespole „współpracowników Matki Teresy”, dlatego wyrażałam pewne zastrzeżenia co do tej współpracy. Niestety, zostałam później „opracowana” tak, jak to do tej pory piszą ci, którzy do Waszej Redakcji skarżą się na mnie. Opracowali obszerny paszkwil pt.: „Ostrzeżenie” (przed s. Michaelą Pawlik) oraz okłamali niektórych biskupów, że Ruch Maitri nazywam sektą, posądzając ich o buddyzm i okultyzm. Na tą skargę niektórzy biskupi, pisali listy przeciwko memu rzekomemu „oszczerstwu”, które członkowie Ruchu Maitri ciągle kserują i rozpowszechniają. Z tych listów chętnie korzystają także aktywni członkowie sekt, jak ruch Hare Kriszna, Misja Czaitanii i inne, więc wszystkie skargi pisane na mnie, szczególnie autorstwa duchownych, powielają zarówno członkowie Ruchu Maitri, jak i liderzy różnych sekt, żeby chronić swoje ofiary przed moimi apologetycznymi argumentami demaskującymi ich fałszywe religijne poglądy.
S. Michaela (Zofia Pawlik)
Zofia Pawlik (s. Michaela OP) – ur. W 1938 r. w Ryglicach, woj. małopolskie. Posiada dyplom ukończenia pomaturalnej Szkoły Pielęgniarstwa p.w. św. Wincentego a’Paulo w Warszawie, dyplom ukończenia Instytutu Wyższej Kultury Religijnej na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. W latach 1967–1980 pracowała na placówce misyjnej w Indiach jako pielęgniarka. W Indiach ukończyła eksternistyczne studia na Uniwersytecie Karnatak w Dharwar, gdzie uzyskała dyplom pierwszego stopnia naukowego: „Bachelor of Arts”. W 1980 roku wróciła do polski i wstąpiła do Zgromadzenia Sióstr Dominikanek Misjonarek Jezusa i Maryi i zatrudniona została jako katechetka. Poza tym współpracuje z Ruchem Obrony Rodziny i Jednostki oraz z ruchem Effatha im. św. Andrzeja Boboli i św. Maksymiliana Jest autorką książek, artykułów i prelekcji na temat zagrożeń dla duchowości chrześcijańskiej, które mają swoje źródło we wschodnich religiach.