Lemingrad hoduje sobie traspłciowe dzieci

0
0
0
Zdjęcie ilustracyjne
Zdjęcie ilustracyjne / pxhere.com

Fizyczny, psychiczny czy hormonalny rozwój człowieka przebiega zazwyczaj do 21 roku życia. Z racji na to, że dzieci i młodzież nie są zdolne lub mają ograniczoną zdolność do podejmowania racjonalnych decyzji (z racji na nie wykształcony mózg), prawo nie pozwala im podejmować wielu istotnych decyzji (np. nie mogą swobodnie rozporządzać swoim majątkiem, kupować nikotyny i alkoholu) czy ponosić odpowiedzialności prawnej, gdy złamią prawo.

Dla środowisk poddanych lewicowej indoktrynacji fakty naukowe wskazujące na niezdolność dzieci i młodzieży do podejmowania racjonalnych decyzji nie mają znaczenia. Lemingrad (występujący pod szyldem liberałów czy lewicowców) ostatnimi czasy opowiada się za prawem dzieci do wyboru własnej płci, czyli za tym, by dzieciak miał prawo (pod wpływem lewicowych bredni) okaleczyć się i zrobić z siebie kalekę poprzez zatruwanie swojego organizmu, w okresie wzrastania hormonami, i odcinaniem sobie narządów płciowych.

 

Oczywiście w ramach eurokomunisycznej taktyki salami, postulaty kastrowania dzieci i trucia ich hormonami są jeszcze w Polsce niezbyt eksponowane, choć na zachodzie takie okaleczanie dzieci staje się normą sankcjonowaną przepisami, w ramach których rodzice przeciwnik okaleczaniu swoich dzieci trafiają do więzień.

 

Na serwisie „DadHero.pl" (który przedstawia się jako „pierwszy w Polsce portal lifestyle'owo-fatheringowy. dadHERO to serwis dla mężczyzn zaangażowanych, którzy cenią sobie rodzinne wartości na równi ze zdrowym, modnym i pogodnym stylem życia. W świecie pełnym odpowiedzialności i obowiązków, dadHERO sytuuje mężczyzn w roli prawdziwych bohaterów w obrębie z pozoru zwykłej codzienności. Codzienności, która każdego dnia przynosi nowe wyzwania, pytania, nowe potrzeby, nowe wybory. Serwis dadHERO jest częścią Grupy naTemat") ukazał się artykuł „Moje kilkuletnie dziecko jest transpłciowe. Mam się sprzeciwiać czy pozwolić, by było szczęśliwe?" autorstwa Kacpra Peresady.


Artykuł na lemingradzkim portalu napisany jest, tak by przemawiać do emocji, wykorzystywać wcześniej wdrukowane w odbiorców skojarzenia. Rozpoczyna się stwierdzeniem, że „w Polsce mamy wciąż problem z akceptacją osób transpłciowych, budzą emocje i spotykają się z niezrozumieniem" (jest to sformułowanie kluczowe uruchamiające ciąg wdrukowanych przez media lewicowe skojarzeń). Po czym czytelnicy poznają tęczowy ''karygmat'' (metoda nawracania ściągnięta od charyzmatyków), świadectwo ojca, który twierdzi, że gdy wszystkie dzieci snują opowieści, że są innej płci (taki zabieg wspólnotowego doświadczenia pozwala skłonić odbiorców do solidarności z nadawcą), to jego potomstwo (zapewne biologiczna córeczka, zwana przez niego synem) „każdego dnia mówił o tym, że chce być chłopcem. Gdy próbowałem go poprawiać, nie reagował w normalny sposób, wpadał w złość, zaczynał krzyczeć i płakać".


By przekonać odbiorców, że problem nie jest wyjątkowy, tylko powszechny, pada stwierdzenie, że są „to sytuacje, z którymi mierzą się rodzice na całym świecie". Następnie opisana jest historia „nastolatki, która urodziła się jako chłopiec" i „gdy skończyła 15 lat, rodzice pozwolili jej przyjmować estrogen i lekarstwa powstrzymujące dojrzewanie". „Po czterech miesiącach terapii hormonalnej Alex zrozumiała jednak, że wcale nie czuje się kobietą. Jest "niebinarna", dlatego zdecydowała się wrócić do ciała, w którym się urodziła. [...] Alex nie żałuje decyzji o przyjmowaniu hormonów. Mimo zmian w wyglądzie uważa, że terapia pomogła jej ostatecznie zrozumieć, kim jest".


W tekście nie pojawia się refleksja, że trucie dziecka horomonami uniemożliwiającymi jego biologiczny rozwój jest negatywnym zjawiskiem. Okaleczenie zwane zmiana płci na drodze operacji i kuracji hormonalnej przedstawiane jest jako decyzja, z której można się wycofać - „Charlie Evans, 28-latka, która urodziła się kobietą, przez 10 lat identyfikowała jako mężczyzna, a następnie powróciła do bycia kobietą" a teraz rozmawia z „nastolatkami, którzy przeszli operacje, a teraz tego żałują. Nie czują się przez to lepiej i nie wiedzą, co robić".

 

Z artykułu na lemingradzkim portalu wynika, że „według badań przeprowadzonych w Holandii odsetek osób, które rezygnują ze zmiany w momencie, gdy zaczynają dojrzewać, jest bardzo niski. Niecałe dwa procent badanych decyduje się porzucić blokery dojrzewania tak jak wspomniana Alex".


Uwarunkowany lekturą tęczowej propagandy, czytelnik artykułu (czytając w nim, że „Zdaniem psychiatrów nieleczona dysmorfia płciowa może prowadzić do depresji, autoagresji czy prób samobójczych. Afirmacja płciowa może w tym pomóc, choć oczywiście nie da się w ten sposób rozwiązać wszystkich problemów pacjentów") może odnieść wrażenie z tekstu, że należy wspierać rzekome fantazje małych dzieci o tym, że są innej płci.

 

Artykuł przekonuje też czytelników, że wyznawanie chrześcijaństwa to hipokryzja, że Bóg nie ma nic przeciwko ''zmianie'' płci, a strach przed transseksualizmem wynika z konformizmu wobec sąsiadów, oraz to, że od destruktywnego wpływu chrześcijaństwa wyzwala psychoterapia (czyli marksistowsko freudowski światopogląd naukowy skutecznie wyzwala od szkodliwej religii) - „światopogląd Kimberly zmienił się, gdy jeden z psychiatrów spytał ją, czy pozwoliłaby Josephowi/Kai chodzić w sukienkach, gdyby mieszkali na bezludnej wyspie. Kimberly przytaknęła, a lekarz uświadomił jej, że obawia się nie Boga, a opinii krewnych, sąsiadów czy znajomych. Dzięki temu Shappley odważyła się posłuchać potrzeb swojego dziecka, które zaczęło transformację w wieku 4 lat".

 

Tekst kilkukrotnie powtarza przekaz mówiący o tym, że dla dobra dziecka trzeba go poddawać ''transformacji'' i że zawsze można się z niej wycofać - „lekarze, mówiąc o tego typu przypadkach, często podkreślają, że społeczna transformacja u małych dzieci powinna być stałym punktem leczenia dysmorfii. Nawet jeśli osoba zdecyduje się później wycofać z tej zmiany, jest to część leczenia, które ma ostatecznie doprowadzić u niej do pełnej afirmacji płci".

 

W tekście wielokrotnie powtarzane jest, że: poddawanie dziecka transformacji daje mu szczęście, nie ma powodów, by dziecku szczęścia odmawiać, niepoddawanie dziecka transformacji krzywdzi je na całe życie - „testy pokazują jednak, że zdrowie psychiczne nastolatków, którzy przeszli społeczną transformację we wczesnym dzieciństwie jest na takim samym poziomie jak w przypadku pozostałych dzieci. Dla porównania większość młodych ludzi, które nie mieli możliwości dokonania takiej transformacji, musi sobie radzić z lękami i depresją". „Najważniejsze jest to, czy ono jest szczęśliwe, a nie to czy spełnia oczekiwania twoje, rodziny albo sąsiadki".

 

Zmiana płci nie jest możliwa, można się tylko okaleczyć. Osoby z problemami żyją urojeniami, że rzekoma zmiana płci rozwiąże ich problemy. W rzeczywistości nie rozwiązuje, a dodaje nowe wynikające z okaleczania i zatrucia organizmu. W tęczowej narracji nie istnieją negatywne skutki okaleczania i trucia dzieci hormonami. Niedorzeczne jest szczególnie wmawianie odbiorcom, że skutki okaleczania i trucia można cofnąć, że siusiaka da się przyszyć z powrotem, i można jeszcze raz przejść przez okres dorastania, który dziecku odebrano okaleczaniem i truciem hormonami.

 

Zapewne bywają dzieci niepewne swej seksualności, zagubione, nieakceptujące swojej fizyczności. Trzeba im uświadamiać, że okaleczanie i trucie hormonami nie rozwiąże ich problemów, że nie da się uciec od realiów, tylko trzeba się z nimi zmierzyć.

 

Jan Bodakowski

Źródło: JB

Sonda

Wczytywanie sondy...

Polecane

Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną